Indianie. Sondy Wabeno - Marek Cichomski i Rafał Kisielewski.



* Sonda 200 - "Czy jesteś gotowy podporządkować się sztywnemu regulaminowi zlotowemu na wzór zlotów prowadzonych w Niemczech?"

* Sonda 206 - "Czy nie masz wrażenia, że PRPI zaczyna się coraz mniej trzymać kupy i za kilka lat może po prostu nie być zlotów?"

* Sonda 126 - "Czy wyznawana przez Ciebie religia nie stanowi bariery między Twoimi zainteresowaniami kulturą Indian? Dlaczego?"

Sonda 146 - "Jak zaczęły się Twoje zainteresowania Indianami?" zamknięta

* Sonda 149 - "Czy kierowanie się indiańskimi zasadami pomaga Ci żyć we współczesnym świecie? W jaki sposób?"

* Sonda 145 - "Rezerwaty pomogły przetrwać Indianom, czy też przyczyniły się do zaniku ich kultury?"

Sonda 151 - "Jaką rolę w Twoim życiu odgrywa PRPI?" zamknięta

Sonda 152 - "Jak wyobrażasz sobie siebie, jako indianistę, za 15 lat?" zamknięta

* Sonda 154 - "Jak można ożywić działalność PSPI?"

Sonda 160 - "Jak reaguje Twoje otoczenie dowiadując się, ze wyjeżdżasz na Zlot?". zamknięta

Sonda 161 - "Co by było, gdyby okazało się, że Leonard Peltier naprawdę zabił osobiście tych dwóch gliniarzy?" zamknięta

Sonda 173 - "Których uczestników PRPI podziwiasz najbardziej? Za co i dlaczego?" zamknięta

Sonda 174 - "Jakie indianistyczne pisemko cenisz sobie najbardziej i dlaczego?" zamknięta






"Czy jesteś gotowy podporządkować się sztywnemu regulaminowi zlotowemu na wzór zlotów prowadzonych w Niemczech? "
Sonda nr 200

Już wkrótce zakończone zostanie zbieranie odpowiedzi na sondażowe pytanie WABENO nr 200 - "Czy jesteś gotowy podporządkować się sztywnemu regulaminowi zlotowemu na wzór zlotów prowadzonych w Niemczech? ". Pełem zbiór odpowiedzi opublikowany zostanie na łamach WABENO. Możesz jeszcze dodać swój głos wysyłając go na adres: kampucza@interia.pl

Oto udzielone już wypowiedzi:

Raczej nie. Nie mam pełnego stroju, bo nie stać mnie na niego, a i czasu na zrobienie czegoś samemu też mi brakuje.
Byłoby mi przykro, gdyby po kilku latach uczestniczenia w zlotach nagle zamknięto by mi na nie wstęp z tego powodu.
Kochani tradycjonaliści! Nie każdy indianista ma tyle czasu aby móc cokolwiek zrobić sobie samemu i nie każdy ma w kieszeni tyle kasy aby sobie cos ze stroju kupić.
W głowach mamy tyle samo, w sercach też, więc nie myślcie o tym aby nasze zloty organizować na wzór niemieckich. Niemcy na to mogą sobie pozwolić, Polacy Nie!
Jacek "Żaba" Żędzian
Mońki

Nie znam regulaminu zlotów niemieckich, ale jeśli oznacza to konieczność noszenia peruki i palenia świeczki w miednicy w tipi zamiast ogniska /sic!/ to jestem przeciwny.
Bardzo ortodoksyjni są Słowacy, z którymi korespondowałem wiele lat - żadnych gadżetów cywilizacyjnych na zlocie - samochodów, plecaków, konserw, dżinsów... Nie zgodzę się na zloty a la Takini - tylko tipi i tylko stroje, ale na przykład samochody naprawdę nie muszą stać w kręgu tipi, faktoria z piwem też jest zbędna, tak samo ryczące radia, magnetofony etc...
Niech zlot trwa tylko trzy dni, ale niech ludzie naprawdę postarają się przez te trzy dni żyć po indiańsku - bez puszek, plastikowych napojów...Wystarczy mąka, warzywa,, mięso, woda!
Plecaki, torby można w tipi przykryć kocem czy skórą, namioty obudować szałasem z gałęzi /jak to było w Gołuchowie!/ itp. Ale to tylko gdybanie i marzenia - w gruncie rzeczy i tak najważniejszy jest dla mnie klimat /a ten tworzą ludzie!/ - a z tym coraz gorzej na zlotach...
Paweł Głogowski
Sztum

Jako tradycjonalista - tak! Jako zlotowy "policjant" zarówno Stowarzyszenia Kościanego Gwizdka jak i Kangi Yuha - tak! Jako zwykły uczestnik zlotu, który nie przyjeżdża wadzić nikomu, a tylko dorzucić jak najwięcej indiańskości - tak!!!
Paweł "Wilk" Wolak
Szczawno Zdrój

Do końca nie jestem przekonana. Nie miałabym z pewnością trudności w zrezygnowaniu z plastikowych naczyń, namiotu czy zapalniczki. Mierzi mnie raczej nacisk noszenia indiańskiego stroju i obowiązek przynależenia do konkretnego plemienia.
Nie ukrywam jednak, że taka forma zlotu wydaje się ekscytująca.
Karolina Stenka
Gdańsk

Nie znam regulaminu zlotów niemieckich. Więc się nie wypowiem. Chociaż słyszałem, że bez tradycyjnego stroju to nie wpuszczają, co uważam za przegięcie.
Łukasz Sołtysik
Kluczbork

Pewnie nie, a raczej nie. Nie znam języka, mowy znaków itp. Ja interesuje się kulturą a nie naśladuję ich życia, choć w pewnym sensie jestem Seneką i Senekowie są moim "narodem". A jakie są niemieckie zloty - każdy wie.
Seneca
Nętkowo

Na zlocie nigdy nie byłem ale czytałem o nich. Były lepsze i gorsze, jednak uważam, że powinien być regulamin, zbiór zasad postępowania. Przyjeżdża się na zlot w konkretnym celu - indiańskim celu. Nie może być rygoru więziennego i przedszkolnego prowadzenia za rączkę, ale porządek musi być...
Jacek Kupka
Piekary Śląskie

Nie znam dokładnie tych niemieckich zlotów, jednak słyszałem, że są oszałamiające pod względem wiernego odtwarzania szczegółów kulturowych.
Jakieś minimum dyscypliny musi być, więc popieram regulamin, ale bez fanatycznej sztywności i bez karania ludzi za drobiazg.
Ostatecznie jeśli udaje się przeprowadzić wiele imprez to dzięki dyscyplinie i trzymaniu ludzi w ryzach. Inaczej wielu włóczy się narzekając na nudę i bezczynność.
Sztywny regulamin jest charakterystyczny dla niemieckiego myślenia /etnicznego/. My jednak jako Słowianie dopuszczamy trochę luzu, więc popieram 90 % sztywnego regulaminu.
Wtedy na pewno więcej poznamy i przeżyjemy na wyjeździe, który jest przecież raz w roku. Nie marnujmy czasu na włóczenie się i narzekanie, że "nie ma ducha".
Stanisław Mozoła
Sulęcinek

Sonda 200 |Sonda 206 |Sonda 126 |Sonda 146 |Sonda 149 |Sonda 145 |Sonda 151 | Sonda 152 | Sonda 154 | Sonda 160 | Sonda 161 | Sonda 173 | Sonda 174 |




"Czy nie masz wrażenia, że PRPI zaczyna się coraz mniej trzymać kupy i za kilka lat może po prostu nie być zlotów? " Sonda nr 206

Już wkrótce zakończone zostanie zbieranie odpowiedzi na sondażowe pytanie WABENO nr 206 - "Czy nie masz wrażenia, że PRPI zaczyna się coraz mniej trzymać kupy i za kilka lat może po prostu nie być zlotów?". Pełem zbiór odpowiedzi opublikowany zostanie na łamach WABENO. Możesz jeszcze dodać swój głos wysyłając go na adres: kampucza@interia.pl

Oto udzielone już wypowiedzi:

Tak odnoszę wrażenie, że PRPI przestaje trzymać się kupy, lecz sądzę, że jest to raczej naturalny proces.
Uważam, że jest fizyczną niemożliwością przygarnięcie wszystkich ludzi i grup mniej lub bardziej formalnych do jakiś luźnych struktur /jak np. nasz "Ruch"/.
O pewnych inicjatywach wydawniczych /broszury, pisemka/, popularyzatorskich, naukowych czy kulturalno - estetyczno - rozrywkowych związanych z tematyką indiańską nie będziemy mieć pojęcia.
Dotychczas Ruch trzymał się w kupie dlatego, że było nas mało i wielu z nas łączyły /łączą więzy przyjaźni, koleżeństwa, znajomości lub interesów.
Teraz w dobie internetu i dość łatwego przepływu informacji, każdy może teoretycznie bez pomocy innych ludzi szukać kontaktów z Indianami w Ameryce, zdobywać książki i gazety o Indianach.
Tym samym rola innych ludzi, zajmujących się Indianami, jest spychana na dalszy plan.
Natomiast uważam, że dezintegracja Ruchu nie powinna doprowadzić do zniknięcia z naszych kalendarzy imprezy pod nazwą "Ogólnopolski Zlot Przyjaciół Indian".
Powinno się zrobić wszystko, aby Ogólnopolski Zlot odbywał się co roku. Odrębną kwestią pozostaje forma i zasady organizacji takiego zlotu.
Łukasz Sołtysik
Kluczbork

PRPI to "kupa", a te czasami są zwarte i luźne... Wcale się nie rozpłaczę jeśli któregoś lata nie będzie zlotu - i tak rzadko na nie jeżdżę.
Paweł Głogowski
Sztum

Tak to prawda. Sam to zauważyłem po zlocie w Lubiatowie.
Nie ma zgrania. Są tacy co patrzą sobie w oczy z pogardą. I mi mówią z tych i tamtych rzeczy złe i dobre. A to nie o to tu chodzi.
Przecież my, uczestnicy PRPI jesteśmy miłośnikami Indian a nie politykami, którzy uważają, że ich partie są najlepsze. I to może być powodem tego, że się rozpadniemy i będziemy się spotykać tylko w małych, bardzo "zamkniętych" grupach a zloty ogólnopolskie przestaną istnieć.
Nie tędy droga. Opamiętajmy się póki można.
Piotr Koselski
Recz Pomorski

Tak sobie pomyślałem. Gdy było mało materiałów, wiedzy, możliwości ludzie utrzymywali jeden wspólny nurt myślenia i wyobrażeń.
Teraz istnieją różne nowe i lokalne grupki o różnych podejściach do interesowania się Indianami, niektórzy karzą sobie po prostu zapłacić za pokaz tańca dla innych sympatyków Indian.
Niektórzy sądzą, że Zloty są dla nich za dziecinne, inni są zgorszeni parodiowaniem tego, co nazywa się "duchowością" i trzymają się z dala.
Jeśli przeważą ludzie typu "faktoriowego", których śmieszą stare, dobre zasady, pewnego roku możemy zostać bez kierunku, bez idei, bez celu.
Wszystko wygaśnie i nie będzie kierunku. Nie będzie wiadomo czego słuchać i nie wiadomo, czy komuś będzie się chciało czymś trudzić.
Powstały lokalne grupki o różnych poglądach i specjalizacjach. Ich kierownicy mogliby się umawiać, żeby urządzić Zlot, na którym każde podejście do Indian mogłoby się zaprezentować, coś w rodzaju "intertribal".
Wtedy będzie to bardziej interesujące i twórcze niż jednostronny "faktorianizm".
Życie pokazało, że stare zasady wychodzą ludziom na dobre. Jeżeli są deptane, wtedy grozi nam zalanie przez falę amerykanizacji, o czym wspominało wielu zlotowiczów.
Stanisław Mozoła
Sulęcin

Przyznam się, że PRPI jako organizacją mało się interesuję i nie mam bieżących informacji.
Dla mnie jako samotnego "badacza indiańskich ścieżek" liczą się ludzie organizujący imprezy, tworzący pisma itd.
Organizacja może nie przetrwać, ale ważne jest aby ludzie ją tworzący nie stracili ducha i serca do tego co robią.
Każda organizacja przeżywa kryzys, który ją niszczy lub wzmacnia. Ważne jest aby nie zapominać o celu działania, o powodach jej założenia.
Może jakiś oczyszczający szałas potu dla członków PRPI?
Jacek Kupka
Piekary Śląskie

Sonda 200 |Sonda 206 |Sonda 126 |Sonda 146 |Sonda 149 |Sonda 145 |Sonda 151 | Sonda 152 | Sonda 154 | Sonda 160 | Sonda 161 | Sonda 173 | Sonda 174 |




"Czy wyznawana przez Ciebie religia nie stanowi bariery między Twoimi zainteresowaniami kulturą Indian? Dlaczego? " Sonda nr 126

Już wkrótce zakończone zostanie zbieranie odpowiedzi na sondażowe pytanie WABENO nr 126 - "Czy wyznawana przez Ciebie religia nie stanowi bariery między Twoimi zainteresowaniami kulturą Indian? Dlaczego? ". Pełem zbiór odpowiedzi opublikowany zostanie na łamach WABENO. Możesz jeszcze dodać swój głos wysyłając go na adres: kampucza@interia.pl

Oto udzielone już wypowiedzi:

Nie. Myślę, że Bogu nie sprawia większej różnicy to, w jaki sposób go czcimy.
Indianin wyznający wiarę swoich przodków, chrześcijanin, aborygen czy też pigmej, wierzą w tego samego Wielkiego Ducha, tylko każdy inaczej go nazywa i inaczej czci.
Ważne, abyśmy byli ludźmi dobrymi, a nie tępili się za to, jak się modlimy.
Jacek Żędzian
Mońki

Myślę, że jedno drugiemu nie przeszkadza
Adam Podgórski
Parsęcko

Absolutnie nie
Ryszard Janowski
Lębork

Nie, inaczej nie interesowałbym się Indianami, cha, cha....
Paweł Głogowski
Sztum

Nie należę do żadnej religii, do żadnych ugrupowań kościelnych ani sekt.
Nie potrzebuję religii żeby się modlić, ani księdza czy kapłana, aby rozmawiać z Bogiem.
On jest wyłącznie MIŁOŚCIĄ i nie ma dla niego znaczenia, jakim zawołam go imieniem.
Religia ogranicza ludzi, jest skostniała i dogmatyczna, dzieli nas i powoduje, że oceniamy innych zamiast siebie; innych uważamy za gorszych itp. Religia kojarzy mi się z czymś okrutnym, z przemocą i Kościół Katolicki wiedzie tu prym - średniowieczne stosy, tortury, rzeź Indian (i nie tylko), wojny "w imię Boga" itd. To długa i krwawa droga na kartach historii.
A w 500-tną rocznicę odkrycia Ameryki Jan Paweł II nic nie mówił o tym, co się działo, o masakrach "pogan"; wspomniał coś tylko o jakiś "błędach". Z całej tej instytucji katolickiej ważne jest tylko to, czego nauczał Jezus /zanim zostało to poprzekręcane, zamienione i ocenzurowane nawet w Biblii/.
Tak więc duchowo jestem niezależna i nigdy nie pozwolę na to by ktoś (lub coś) próbował to zmienić, lub żeby stawiało to przeszkody w moich zainteresowaniach. A z resztą Indianie są przecież bardzo "religijni" (w trochę innym tego słowa znaczeniu).
Gdybyśmy mieli teraz XIII wiek - już dawno spłonęłabym na stosie.
Patrycja Rozumiłowska
Białystok

To bardzo trudne pytanie. Odpowiem przecząca; religia nie stanowi dla mnie takiej bariery.
Uważam, że każda religia nosi w sobie cząstkę prawdy, a bariery między wierzeniami stwarza sobie człowiek, tworząc reguły, często narzucane przemocą (świetnym tego przykładem jest wiara chrześcijańska). Myślę że dobrze można pogodzić (albo chociaż spróbować pogodzić) np. "nasze" wierzenia z wierzeniami Indian.
Wioletta Niewiadomska
Sosnowiec

Nie stanowi. Moja religia, właściwie pojmowana, nie stawia mi barier w obcowaniu z ludźmi i w poznawaniu ich kultur i sposobów życia. Jestem wyznania rzymsko - katolickiego.
Przemysław Kaźmierczak
Poznań

Nie widzę problemu. Zdobywamy lepsze rozumienie świata poprzez poznawanie go, a nie poprzez izolację.
Z indiańskich też można się nauczyć podstaw tej duchowości, której podstawy znajdujemy na całej kuli ziemskiej, tylko trzeba mieć zdolność, by ją zauważyć. Teraz i u Indian symbole zostały zapomniane, jeśli je ktoś zna, to chyba nieliczni.
Podobna sytuacja występuje w innych wielkich religiach : tylko mała grupka rozumie symbole.
Jeżeli symbol wyraża coś dobrego, nie widzę przeszkody, aby używać go na indiańskim obozie lub na ścianie pokoju. Poza tym nikt, tak jak Indianie, nie miał aż takiej fantazji, barwności i pomysłowości w tworzeniu symboli. Gdybym miał wybrać sposób wyrażania duchowości, w pierwszej kolejności byłby to sposób indiański.
Stanisław Mozoła
Sulęcinek

Nie miałem z tym żadnych problemów. Wychowałem się bez religii (tzn. nikt mi niczego nie wpajał w dzieciństwie).
A mój intuicyjny odbiór świata jest właśnie taki animistyczno - szamański, dość bliski wierzeniom i mitologii indiańskiej.
Ale rzeczywiście dla wielu może być to problem. Może niekoniecznie z powodu wyznawanej religii, ale bardziej ze względu na naukę, którą się wyznaje jako najwyższy dogmat. Mimo, że lubimy Indian, podziwiamy ich, uważamy się za ich przyjaciół, często zdarzają się takie opinie.
"Indianie w swej naiwności wierzyli..."
"prostoduszni Indianie sądzili..." itd.
Lubimy ich ale wstydzimy się ich wierzeń, większość z indianistów woli się odciąć od ich wierzeń aby nie zostać posądzonym o jakąś manię indiańsko - newage'ową.
Ostatnio przeczytałem twierdzenie, że wiara w siły nadprzyrodzone Indian musiała upaść, skoro zjawiska przyrody są wyjaśnione i tłumaczone w szkole.
Hmmmm...? Czy aby na pewno? Z ławy szkolnej pamiętam, że wiatr powstaje w wyniku "różnicy ciśnień". Taki powstał we mnie dogmat wiary naukowej, nie wiem czy jest to prawda czy nie.
Jednak prawdę mówiąc nigdy nie widziałem na własne oczy ciśnienia, a tym bardziej różnicy ciśnienia. Mam co prawda urządzenie w domu, które ponoć mierzy owo ciśnienie, ale równie dobrze może wskazywać pomiar czegokolwiek innego np... oddechy Ptaka Grzmotu, którego także nigdy nie widziałem. Wiatr równie dobrze może być efektem ruchu skrzydeł tego mitycznego ptaka .
W co bardziej wierzymy jest uzależnione od tego w jakiej kulturze się wychowaliśmy i jaką teorię usłyszeliśmy jako pierwszą, nie ma nic wspólnego z naszym prawdziwym doświadczeniem.
A co z ludźmi, którzy doświadczyli zmian pogody wywołanych przez np. lamów tybetańskich czy szamanów indiańskich, w takim przypadku wiara w naukę może upaść. Tym bardziej że teorie naukowe lubią się zmieniać. Za 10, 20, 50 lat nasza wiedza będzie zabobonem i ciemnotą.
Tymczasem mity tak często się nie zmieniają, czasem swymi korzeniami sięgają zamierzchłej przeszłości.
Sławomir Świerzbiński
Łódź

Nie , nie stanowi to żadnego problemu. Dziwnym byłoby gdyby stanowiła. Równie dobrze można by uznać ze zbieranie znaczków pocztowych mogło by być barierą.
Inaczej wygląda sytuacja jeżeli ktoś traktuje obrzędy indiańskie jako religię dla siebie. Będąc wychowywany w zupełnie innych realiach przechodzenie na jakąkolwiek inną religię uważam za pomyłkę.
Tak samo jak przechodzenie Indian na chrześcijaństwo. Niestety oni często nie mieli i nadal nie mają wyboru a po dziesiątkach lat trudno oczekiwać żeby wracali do starych wierzeń. Powroty takie mają jednak znacznie większy sens niż przechodzenie białych na religie indiańskie.
Benedykt Kalafatiuk
Sosnowiec

Na szczęście nigdy tak nie było, nie jest i jak mam nadzieję nie będzie. Myślę że pewne "tarcia" mogły by się pojawić w momencie faktycznego zaangażowania się w "indiańskie" religie.
Lecz w związku z tym iż moje zainteresowanie kulturami Tubylczych Amerykanów pozostaje stricte "naukowe" nie ma mowy o jakichkolwiek barierach.
Janusz Wencel
Czerwionka

Indianie wierzyli (wierzą?) w Wielkiego Ducha, który był wszędzie, stworzył wszystko i był dobry. Chrześcijanie w Boga wierzą podobnie. Można nawet utożsamiać Wielkiego Ducha z naszym Bogiem, który także jest Duchem. Poza tym teraz większość Indian wierzy w naszego Boga. Na podstawie tego dużego podobieństwa twierdzę, że religia, którą wyznaję nie stanowi bariery między mną a moimi zainteresowaniami, a wręcz przeciwnie :)
Trzy Pióra
Lublin

Myślę, że gdyby moja religia miała by mi w czymkolwiek przeszkadzać lub być barierą dla czegokolwiek, nie była by moją religią. Owszem, czasami stawia mi twarde warunki, szczególnie w życiu osobistym. Ale z zainteresowaniem kulturą, a szczególnie kulturą duchową Indian, mi nie koliduje. A nawet, jeśli wczytać się w modlitwy formułowane przez św.Franciszka, jest jej zadziwiająco bliska.
A oto parę jego słów:
"Och Matko Ziemio, Ojcze Niebo, Bracie Wietrze, Przyjacielu Światło, Ukochana Wodo. Przyjmijcie moją ostatnią ofiarę z otwartymi rękami, gdyż moje serce stało się czyste, wszystkie złudzenia znikły przez moce waszego istnienia". Zaryzykuję, że czułby się dobrze w szałasie pary, w rytuałach oczyszczenia, w jedności z Naturą, jeśliby spotkał Rodowitych Amerykanów, zanim przyszli do nich - wnosząc zamieszanie - misjonarze. (posługuję się tu także Spostrzeżeniami Red SunRise z Akwesasne Notes, nr 76 pt. "Rzeczywistość amerykańskiego snu").
Podajmy sobie znak pokoju
Ewa S.
Poznań

A niby dlaczego miałaby być barierą? Nie widzę związku pomiędzy tymi dwiema sprawami. Indianami "interesuję się" od dawna (już od czasów Gomułki, jeśli jeszcze komuś mówi coś to nazwisko ;-)), ale to wcale nie znaczy, że j e s t e m Indianinem lub, że mam zamiar dokładnie naśladować ich zwyczaje. Podobnie zresztą jak ornitolog nigdy nie zacznie fruwać ;-) A poza tym, czy samym Indianom przeszkadza fakt, że są wyznawcami buddyzmu, chrześcijaństwa, islamu czy jeszcze jakiejś innej wiary? Jakoś nie zauważyłem ;-)
Waldemar Wieszyński
Katowice

Nie stanowi, ponieważ nie jestem wyznawcą żadnej religii.
Poza tym jestem człowiekiem interesującym się kulturą Indian, a nie Indianinem.
Artur Nowicki
Babimost

Sonda 200 |Sonda 206 |Sonda 126 |Sonda 146 |Sonda 149 |Sonda 145 |Sonda 151 | Sonda 152 | Sonda 154 | Sonda 160 | Sonda 161 | Sonda 173 | Sonda 174 |




"Jak zaczęły się Twoje zainteresowania Indianami? " Sonda nr 146

Już zostało zakończone zbieranie odpowiedzi na sondażowe pytanie WABENO nr 146 - "Jak zaczęły się Twoje zainteresowania Indianami? ". Pełem zbiór odpowiedzi opublikowany zostanie na łamach WABENO.

Oto udzielone już wypowiedzi:

Zacząłem czytać książki Szklarskich, Okonia, Szczepańskiego, Fiedlera i innych, i tak jest do dziś; wciągnęło mnie i gromadzę literaturę.
Łukasz Sołtysik
Kluczbork

Jako dziecko zawsze lubiłem oglądać filmy z Indianami, bo ładnie wyglądali i była w nich wolność.
Później były oczywiście książki Maya, no a później wielu z nas wie jak się toczy.
Jacek "Żaba" Żędzian
Mońki

Po raz pierwszy zobaczyłem Indian w filmie, chyba "Skarb w Srebrnym Jeziorze", a później obejrzałem pięć odcinków "Winetou".
Było to w piątej lub szóstej klasie i już wtedy uważałem Indian za pięknych i szlachetnych ludzi, którzy są często i bezlitośnie zabijani przez grubych, obrośniętych i brudnych białych, kierujących się chciwością, żeby mieć złoto i ropę naftową.
Książkę "Winetou" przeczytałem dopiero 10 lat później i nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia. Moją pierwszą książką o Indianach był "Mały Bizon" Arkadego Fiedlera, którą przeczytałem po koniec szkoły podstawowej. Wtedy zdziwiło mnie wyrażenie: "pod koniec swych dziejów..."
Ze zdziwieniem dowiedziałem się o tym, że siłą stłumiono w nich zwyczaje i sposób życia - i to wydało mi się straszne, bo dlaczego zabraniać komuś być wesołym, ładnie ubranym i mieć nieszkodliwe zwyczaje?
Stanisław Mozoła
Sulęcinek

Zaczęło się od książek Maya, Coopera. I coraz to więcej książek, filmów - aż mnie wciągnęło.
Ryszard Janowski
Lębork

W dzieciństwie, w wieku 5, 6 lat, byłem w grupie chłopaków, którym przewodził Leszek Kwaśnik (chylę czoło) i zaczął nam (był starszy o 4 lata) czytać Karola Maya - "Winetou" i bawić się w Indian.
Dostałem wtedy swoje pierwsze indiańskie imię, "Skalny Płomień". A później był ŚWIAT MŁODYCH i jakoś tak poleciło i leci dalej.
Zbigniew Pawlik
Kołobrzeg

Zaczęły się w dzieciństwie: mając 7 lat przeczytałem (jedna z pierwszych książek w moim życiu!) "Zemstę Karibu" Nory Szczepańskiej - i tak się zaczęło!
Potem były westerny, teleferie z Sat Okhiem (któremu - abstrahując od sprawy jego pochodzenia - należy oddać szacunek za zasługi w dziedzinie popularyzowania tematu!), kolejne książki i całe dnie spędzone na "zabawie w Indian". "Zemsta Karibu" była pierwszym kamieniem milowym. Kolejne to: trylogia "Złoto Gór Czarnych" Szklaskich, "Tecumseh" Okonia, pierwszy mój Zlot (XVIII koło Białegostoku), Ścieżka Mocy... i tak to trwa do dziś.
Paweł Głogowski
Sztum

Zaczęłam w bardzo młodym wieku interesować się historią Polski i jej sąsiadów, ale jakoś trudno mi było przyswoić ich kulturę, choć i nadal temat mnie interesuje, a najbardziej Krzyżacy.
I tak z geografii trafiłam za ocean. Przypadkiem obejrzałam program TV o podróżach i tam był adres do sztumskiego koła Żółwi. Dostałam odpowiedź i z TV, i ze Sztumu. I tak się zaczęło. Nawiązałam kontakty listowe. Zaczęłam zbierać książki, kasety, materiały z gazet i co się dało. Wcale mi nie było łatwo. Teraz zaczęłam interesować się szamanizmem. Nazbierałam dość dużo kaset wideo. Nie liczyłam, ale jest ich około 500.
Maria Giżycka
Krotoszyn

To wszystko zaczęło się w dość dziwny sposób. Wolę o tym nie opowiadać; ot, tak po prostu.
Małgorzata Kowalska
Paczkowo

Od czytania książek, kiedy nie miałem jeszcze dziesięciu lat.
Innej możliwości nie było. O żadnym Ruchu indianistycznym, czy czymś podobnym, mieszkając tam gdzie mieszkałem, nie miałem możliwości usłyszeć. Czytanie, przede wszystkim - czytanie.
Krzysztof Wojciechowki
Lublin

Zaczęły się włśnie poprzez czytanie książek przygodowych Coopera, Maya, Wernica.
Książki te ukazywały to, co niektórzy z nas noszą w sercu od urodzenia: miłość do przyrody, wolność. Teraz, gdy moja wiedza się pogłębia, wiem, że podążam właściwą drogą.
Adam Ludwiszewski
Toruń

Urodziłem się i wychowałem w Szczawnie Zdroju, małym uzdrowisku w Sudetach Środkowych.
Dorastałem na pograniczu miasta i wsi, cywilizacji i rozległych gór i lasów. Z jednej strony miałem Wałbrzych, jego kominy, kopalnie, przemysł; a drugie góry i lasy w większości zaliczone do Rezerwatów Przyrody.
Mając taki kontrast przed oczami od dziecka dość wcześnie zdobywałem świadomość do czego prowadzi współczesna cywilizacja, a ileż mocy jest zawartej w lesie, w górach.
Pomogli mi w tym bardzo dziadek i ojciec. W górach od dziecka szukałem mądrości, odpowiedzi na wiele pytań, radości i poznawania różnych oblicz Praw Przyrody. Urzekło mnie to, fascynowało i dawało poczucie pewności, co do słuszności mojej Ścieżki.
Góry i lasy od zawsze były moim drugim domem, a ich mieszkańcy moimi braćmi. A duchy je zamieszkujące były mi przewodnikami w pajęczynie nitek życia, pomagały mi odnaleźć i nie zagasić tą właściwą.
Nie jestem (nigdy nie byłem) chrzczony. W mojej rodzinie nie praktykuje się tej religii. Moi przodkowie pochodzą z Polski oczywiście, ale także z Węgier, Chorwacji i koczowniczych hord tatarskich spod Urala.
Może dlatego było mi łatwiej otworzyć serce na przyrodę, jak to czynili na przykład Indianie. Nigdy nie byłem miotany ani wewnętrznymi, ani zewnętrznymi dylematami. Dopiero później zacząłem czytać o Indianach, oglądać filmy, a jeszcze później trafiłem do PRPI.
Paweł "Wilk" Wolak
Szczawno Zdrój

Przeczytałem "Potop" i tak się zaczęło...
Włodzimierz Rybicki
z (kiedyś) Poznania

Myślę że jak u większości osób z kręgu PRPI; to znaczy z przygodowych książek o Indianach.
Moje zainteresowania tą tematyką zaczęły się, jak sięgam pamięcią, chyba od filmu "Ostatni Mohikanin" oraz "Winetou", wyprodukowanych w krajach byłego Demoludu.
Z książek natomiast dowiadywałem się o życiu Indian (na przykład z "Małego Bizona" Arkadego Fiedlera).
Janusz Struzik
GKPI
Katowice

Bardzo przypadkowo. Nigdy nie czytałem książek-lektur szkolnych, le musiałem je wypożyczać, aby mieć pełne konto w bibliotece szkolnej.
Wtedy natrafiłem na dwa pierwsze tomy "Złota Gór Czarnych". Wypożyczyłem je, bo spodobała mi się okładka, na której był Indianin.
Nie wiem dlaczego, ale zacząłem czytać te książki. Potem przeczytałem III tom i kilka innych książek przygodowych o Indianach.
Po jakimś czasie natrafiłem na "Pochowaj me serce w Wounded Knee" i stwierdziłem, że fascynacja historią i kulturą Indian to jest to, czego w życiu potrzebuję.
Paweł Kotliski
Częstochowa


Sonda 200 |Sonda 206 |Sonda 126 |Sonda 146 |Sonda 149 |Sonda 145 |Sonda 151 | Sonda 152 | Sonda 154 | Sonda 160 | Sonda 161 | Sonda 173 | Sonda 174 |




"Czy kierowanie się indiańskimi zasadami pomaga Ci żyć we współczesnym świecie? W jaki sposób? " Sonda nr 149

Już wkrótce zakończone zostanie zbieranie odpowiedzi na sondażowe pytanie WABENO nr 149 - "Czy kierowanie się indiańskimi zasadami pomaga Ci żyć we współczesnym świecie? W jaki sposób? ". Pełem zbiór odpowiedzi opublikowany zostanie na łamach WABENO. Możesz jeszcze dodać swój głos wysyłając go na adres: kampucza@interia.pl

Oto udzielone już wypowiedzi:

Od dzieciństwa chyba mam w sobie coś z Indianina, gdyż otaczający mnie ludzie niekiedy wybałuszali szeroko oczy, kiedy prawiłem na tematy związane z szacunkiem do przyrody, że nie jest to łatwe.
Ba! Nawet niekiedy jest to bardzo trudne zadanie. Myślę nawet, że w obecnych, nieciekawych czasach większość ludzi zapomina nawet o tym, że są ludźmi.
Mieczysław Gronczewski
Rogowo

Nie jest to takie proste
Ryszard Janowski
Lębork

A jakie to są "indiańskie zasady"? Szlachetność, uczciwość, prawdomówność, pomaganie innym, szacunek dla przyrody - to w sumie uniwersalne cnoty i jeżeli staram się podążać tą drogą, to głównie dlatego, że jest dobra a nie "indiańska".
A czy kierowanie się tymi wartościami we współczesnym, konsumpcyjnym świecie pełnym pośpiechu i pieniądza pomaga? Trudna odpowiedź...
Paweł Głogowski
Sztum

Raczej wywołuje sensację i strach w otoczeniu, gdyż społeczeństwo wciągnięta w ciągły pośpiech i niedbale "wypłoszone" czynności nie widzi tego, że stało się masą i że jest jakby zahipnotyzowane przez psychozę grupy:
wszyscy marzą, wszyscy są zalatani, wszyscy udają, że są mil i wypowiadają formułki (chociaż ciało mówi co innego), jak również wszyscy ukrywają porażki i błędy, a tutaj znalazł się jeden, który nie ma udziału w tej psychozie, więc reakcją będzie intensywny wybuch śmiechu, albo strach i ostrożne badanie takiego człowieka.
Po pokonaniu strachu można stwierdzić, że taka osoba jest głupsza lub słabiej rozwinięta niż ogół, gdyż nie wie o tym, że tego i tego się nie mówi i że w danej sytuacji należy postąpić w taki to a taki sposób. Jeśli ktoś robi inaczej, to jest słabiej rozwinięty i trzeba go pouczać. A jeśli nie zechce zastosować rady to prawdopodobnie jest tchórzem. Nie jest też rozumiane zamiłowanie do odludnych miejsc i podziwianie przyrody. Człowiek może być "czubkiem", bo w lesie nie ma kawiarni i co tam można robić? (Ale nuda bez radia!).
Gdy przypomnę sobie niektóre mądrości Indian, nie muszę być wciągany w lataninę społeczeństwa, chociaż znajdują się wśród takich ludzi. Mogę pozostać świadomy i patrzeć, oni jednak wpadają w trans gadulstwa, złości, napięć.
Czasami nienawidzą mnie dlatego, że się uśmiecham, albo nucę jakąś melodię. Kilka osób w zakładzie pracy traktuje mnie jako swoją podporę i schronienie przed zagrożeniem. Potrafię wykonać obowiązki bez niepotrzebnego szaleństwa i mimo tego, że poruszam się wolniej, zdążę zrobić to, co do mnie należy. Kiedyś byłem znienawidzony z tego powodu, gdy przypuszczano, że ignoruję ludzi, że coś niebezpiecznego we mnie siedzi, albo że jestem "nierozwinięty" lub "w ogóle się nie rozwijam".
Po dłuższym czasie stosunek zalatanych obywateli do mnie wyraźnie się poprawił. Zaczęli mi przyznawać rację, ale tylko ci, którzy mnie poznali. Co jakiś czas przychodzi do mnie zdanie: "My, Indianie, nigdy się nie śpieszymy". Mój były kierownik zapytał mnie o to, czy kiedykolwiek w życiu śpieszyłem się, na przykład na autobus. Swoje obowiązki wykonywał on biegiem i jadł biegiem, żeby zrobić wszystko jak najszybciej. Odszedł na emeryturę po czterech zawałach.
Innym aspektem jest pożądanie drogich wynalazków i słuchanie reklamy. Społeczeństwo staje się nieszczęśliwe z powodu pogoni za niepotrzebnymi wynalazkami, nazywając mnie głupcem albo nienormalnym. Nie odczuwam potrzeby posiadania drogich narzędzi, jeśli nie są mi niezbędne. Choćby człowiek był bardzo bogaty, będzie nieszczęśliwy, jeżeli będzie ignorował swoją duszę.
Teraz społeczeństwo dąży do służenia maszynom, gdy dusza potrzebuje przestrzeni, piękna, zachwytu i fantazji. Ludzie z dużą fantazją będą uznani za "dzieciaki". Zamiast się upić i leżeć, to nawlekają jakieś naszyjniki. Czy indiańskie zasady pomagają mi żyć?
Raczej są moim stanem życia, gdzie działalność jest widoczna jako poruszanie się między dwoma słupami: czerwonym i niebieskim (yang-in taoistów). Dzięki pamiętaniu o pewnych zasadach lub mądrościach, można znaleźć się w środku i iść prosto, chociaż czasami nie widzimy tego, że sytuacja nas pochłonęła. Dlatego religie Starego Świata mówią o czujności, albo "pamiętaniu Pana".
Stanisław Mozoła
Sulcinek

Oczywiście, że ich zasady pomagają nam żyć normalniej.
Pozwalają dostrzec inne strony życia niż pogoń za pieniędzmi i sposoby podporządkowania natury.
Cywilizacja zachodu Europy dawno odeszła zbyt daleko od natury. Teraz szuka wyjścia w ekologii i ruchach Zielonych, bo zapomniała, zapatrzyła się w siebie.
Natura bez nas może żyć, ale my bez niej nie. Indianie mają właśnie tę głęboką świadomość i tego się od nich uczymy. Krystyna Gieroń
Wrocław

Dzięki temu staram się "myśleć jak Indianin", potrafię zatrzymać się w tym szarym, monotonnym, pędzącym wciąż do przodu świecie i znaleźć odrobinę szczęścia i radości.
Konrad Urban
Sopot

Mimo wszystko próbuję zrozumieć ludzi bliższych i dalszych, chociaż nie zawsze mi się to udaje. Może i oni też mnie nie rozumieją? Życie z indiańskimi zasadami jest czasem trudne, ale jest możliwe.
Maria Giżycka
Krotoszyn

Sonda 200 |Sonda 206 |Sonda 126 |Sonda 146 |Sonda 149 |Sonda 145 |Sonda 151 | Sonda 152 | Sonda 154 | Sonda 160 | Sonda 161 | Sonda 173 | Sonda 174 |




"Rezerwaty pomogły przetrwać Indianom, czy też przyczyniły się do zaniku ich kultury?" Sonda nr 145

Już wkrótce zakończone zostanie zbieranie odpowiedzi na sondażowe pytanie WABENO nr 145 - "Rezerwaty pomogły przetrwać Indianom, czy też przyczyniły się do zaniku ich kultury?". Pełem zbiór odpowiedzi opublikowany zostanie na łamach WABENO. Możesz jeszcze dodać swój głos wysyłając go na adres: kampucza@interia.pl

Oto udzielone już wypowiedzi:

Sądzę, że tak. Natomiast w rezerwatach kawał złej roboty wykonali agenci i cała polityka asymilacji i cywilizowania Indian.
Można sądzić, że gdyby nie rezerwaty i postawa Indian, to dziś mogłoby być o wiele gorzej z ich kulturą i samodzielnością.
Niezbyt fortunna jest sama nazwa "REZERWAT", ponieważ ma wydźwięk pejoratywny: coś osobliwego, chronionego przed zniknięciem z ziemi; powoduje, że instytucja, bądź człowiek, opiekuje się i chroni to, co stanowi rezerwat, według własnych koncepcji, czyli, że Indianie byli niesamodzielni. Myślę, że tak właśnie było. W końcu agenci realizowali politykę asymilacji, akulturyzacji i ucywilizowania rządów w rezerwatach. Nie liczono się przy tym ze zdaniem Indian, nie brano ich punktu widzenia i przyniosło to opłakane skutki w postaci kompleksów na punkcie swego pochodzenia, kultury, wyglądu, zapomnienia religii, obrzędów, zwyczajów.
Łukasz Sołtysik
Kluczbork

O tym pisałem pracę magisterską; "Rezerwaty - getta czy oazy".
Moja opinia jest taka, że dzięki rezerwatom przetrwała kultura indiańska, poczucie odrębności, zwyczaje, wierzenia... Co nie znaczy, że pochwalam rezerwaty ZAWSZE są plusy i minusy. Dzięki gettom (często dobrowolnym) Żydzi zachowali swą religię przez wieki i silne poczucie tożsamości narodowej.
Paweł Głogowski
Sztum

Gdyby nie rezerwaty, to o Indianach (np.) USA czytalibyśmy dziś tylko w książkach.
Custer-Junior
Warszawa

W dużym stopniu rezerwat opóźniły zniknięcie indiańskich kultur dlatego, że istniała pewna izolacja od białego społeczeństwa. Pozwoliło to Indianom na utrzymanie organizacji, zwyczajów i świąt. Dało także izolację od pewnych wynalazków, przez co styl życia z małymi dodatkami nadal był kontynuowany. Dla odmiany, plemiona ze Wschodu USA, które nie były uznawane jako grupy plemienne i które nie miały rezerwatów, utraciły swoją kulturę już na początku XIX wieku wraz ze strojami. Aktualnie ci Indianie nawet nie wiedzą jak się ubierali ich przodkowie, więc zakładają stroje Indian z Prerii.
Z języka pozostał im kilka podstawowych wyrażeń w rodzaju: dzień dobry, dziękuję, proszę.
Inaczej jest tam, gdzie plemiona były osadzone w rezerwacie i uważane za grupy etniczne. Jeżeli u nich zanikła kultura, to dopiero później, w wyniku zmierzającej do tego polityki białego rządu, przymusowych szkół i wpuszczenia misjonarzy. Nie wyszło to jednak od samych Indian, którzy nadal mieli swoich przywódców, żyjących myślami w innym świecie.
Polowanie zostało zastąpione przez wypas bydła, a gromadne życie z barwnymi tańcami i z zachowaniem indiańskiej mentalności, nadal istniało i dawało Indianom radość. Więcej; w rezerwatach stroje i ozdoby stały się znacznie piękniejsze, dzięki dostępowi do lepszych towarów. Rezerwat nie był cały czas smutnym więzieniem, albo zesłaniem. Był, po uleczeniu ran, domem Indian, gdzie potrafili się wyrażać po swojemu poprzez częste uczty, tańce i festyny. Nie jest prawdą to, że tam tylko głodowano, a nad każdą grupą Indian stał policjant.
Przykładem tego, że pewne odizolowanie, jakie daje rezerwat, sprzyja zachowaniu indiańskiej kultury, może być rezerwat Navajów (ten wielki, gdzie urządza się wyścigi konne z zadaniem wyciagnięcia zwiniętego banknotu wbitego w piasek), wiele puebli, Kanion Colorado, gdzie plemię Havasupai nosi przepaski biodrowe i chłodzi się w ziemiankach, bagna Florydy, gdzie Seminole noszą swoje stroje jako codzienny ubiór, mieszkają w tradycyjnych domach pokrytych liśćmi, a tajniki ich religii i obrzędów są tylko im znane. Tego wszystkiego nie ma tam, gdzie nie było dużej izolacji Indian.
Na Prerii Indianie zjeżdżają się, na przykład, raz na pół roku, przebierają się i tańczą. Jest to raz na dłuższy czas, jednak w rezerwatach położonych w bardziej niedostępnych okolicach (pustynie, góry, bagna) z dawnego sposobu życia zachowało się znacznie więcej. Na przykład biżuteria z turkusu i paska na głowie Navajów i Pueblów, a także tradycyjnie związane długie włosy, można zobaczyć przy różnych codziennych sytuacjach, a nie tylko jako przebranie się do Pow-wow lub do innego święta. Są tam Indianie, którzy nadal noszą odzież własnego wyrobu, mówią swoim językiem, a religia stanowi widoczny składnik życia w ciągu roku. Istnieją korowody tancerzy, wędrujące po osadach, albo tańce dostępne tylko dla wybranych członków plemienia. Wszystko to jest uznawane przez rząd Stanów Zjednoczonych, a niektóre plemiona Pueblo poprawiły swą sytuację, powołując się na wolność religijną. Istnieją tam Indianie, którzy używają grzebienia z kaktusa, albo z suchej trawy i nie umieją porozumieć się po angielsku.
A co maj powiedzieć plemiona ze Wschodu? Aby odbudować swoją kulturę, muszą najpierw uzyskać status grupy plemiennej i zdobyć jakiś obszar ziemi, który będzie ojczyzną grupy. Najpierw zaczną od urządzania Po-wow, a później mogą odtworzyć swoją kulturę, jeśli będą wiedzieć jak ona wyglądała.
Stanisław Mozoła
Sulęcinek

Wyciągając wnioski z historii postępowania bladych twarzy, (to znaczy ich zaborczości, chciwości, rabunkowej gospodarki i wprost głupoty), myślę, że dobrym pomysłem było stworzenie (przez jakiś z sumieniem ludzi) rezerwatów dla Indian. Inaczej wyniszczono by "słabszych" zupełnie. To samo dotyczy też parków, rezerwatów przyrody i ogrodów zoologicznych. Przecież dzięki temu niektóre stworzenia nie tylko nie wyginęły, ale nawet rozrosły się.
Blade twarze nie miały tyle honoru na to, aby łaskawie zostawić "dzicz" na żyznych terenach, roponośnych polach, kopalniach drogich kruszców i pełnych zwierzyny pięknych lasów oraz łownych rzek i jezior. "Cywilizowani" chciwcy bez zbędnych skrupułów, nie bacząc na głoszone przez siebie wzniosłe zasady, napływając ze wszystkich stron świata, niczym lawa z wulkanu, palili i niszczyli wszystko co było na ich drodze. Szczytem głupoty było w pewnym czasie hołdowanie takiemu powiedzeniu jak:
rusza się? - Zastrzel! Stoi coś? - Zetnij!
Jak zatem a takimi "gośćmi", bardzo licznymi i posiadającymi przewagę techniczną, mogliby przetrwać skromni gospodarze tej ziemi? Styczność z lawiną bladych twarzy, chcąc, nie chcąc, musiała wpłynąć na kulturę. Rezerwaty też przyczyniły się do jej zaniku, zwłaszcza tych elementów, które stały się śmiesznym przeżytkiem, niepraktycznością i niemożliwością pełnego ich kultywowania.
Do zaniku kultury Indian przyczyniło się też przejęcie od bladych twarzy ich sposobu życia i rozrywki. Jest to siła, która wciąż ogarnia cały glob ziemski. Z racji szybkiej komunikacji i kontaktów, świat upodobnił się do jednej wioski i przyjmuje naczelne, "cywilizowane" kultury, tracąc własne, mniejszościowe.
Aleksander Bereta
Osiek

Sonda 200 |Sonda 206 |Sonda 126 |Sonda 146 |Sonda 149 |Sonda 145 |Sonda 151 | Sonda 152 | Sonda 154 | Sonda 160 | Sonda 161 | Sonda 173 | Sonda 174 |




"Jaką rolę w Twoim życiu odgrywa PRPI?" Sonda nr 151

Już zostało zakończone zbieranie odpowiedzi na sondażowe pytanie WABENO nr 151 - "Jaką rolę w Twoim życiu odgrywa PRPI?".
Pełem zbiór odpowiedzi opublikowany zostanie na łamach WABENO.

Oto udzielone wypowiedzi:

Dzięki temu, że dowiedziałem się o istnieniu PRPI, mogłem pojechać na swój pierwszy obóz indiański i mieć dostęp do informacji o innych indiańskich imprezach w Polsce. To dzięki tym ludziom dowiedziałem się o Zlotach, które zrobiły na mnie ekscytujące wrażenie jakby inny świat przeniesiony do Polski. Spotkałem też ludzi myślących w rzadko spotykany sposób, inaczej niż społeczeństwo. Dowiedziałem się o możliwości posiadania innych punktów widzenia niż te, które nam zaszczepiono w wyniku wychowania i zobaczyłem, że można tak żyć i myśleć z całkowitą powagą, a nie jak ktoś śmieszny i żartujący sobie. Później musiałem się rozczarować, gdy zaczęli napływać ludzie innego typu: różne subkultury szukające okazji do wyszalenia się wszystko pod pretekstem udziału w imprezie lub Zlocie PRPI. Dzięki temu zjawisku zobaczyłem przekrój młodzieży i zacząłem doceniać własne zdanie. Teraz cieszę się z tego, że istnieją tacy, którzy cieszyli się z II Fiesty Gołuchowskiej. Chętnie spotkam się z tymi ludźmi jeszcze raz i nie widzę lepszego sposobu na spędzenie urlopu, jak indiańskie kiermasze, obozy, Zloty i Fiesty.
Stanisław Mozoła
Sulęcinek

PRPI w moim życiu odgrywa wyłącznie rolę towarzyską. Kocham przebywać wśród swoich. Natomiast jakakolwiek moja działalność indianistyczna nie jest powiązana z żadną grupą i wszystko, co robię dla Indian, robię sam, i tylko wówczas, gdy mam na to ochotę.
Jacek Żędzian
Mońki

To krąg przyjaciół, znajomych, sympatyczne imprezy, morze wspomnień, marzenia, pasja... Po prostu " Krąg " jakaś nawet bardzo luźna, ale jednak wspólnota...
Paweł Głogowski
Sztum

Urozmaica moje życie.
Łukasz Sołtysik
Kluczbork

PRPI pozwala mi poszerzyć moje zainteresowania, spotkać się w gronie znajomych (często nowych), wypoczywać na imprezach zlotowych i towarzyskich.
Zbigniew Pawlik
Daszewo

PRPI łączy ludzi o tych samych poglądach. Można z nimi spokojnie porozmawiać na te same tematy i nikt nikogo nie wyśmieje. Tu można znaleźć przyjaciół.
Krystyna Gieroń
Wrocław

Przykro mi, ale prawie zadną, gdyż o jego istnieniu dowiedziałem się stosunkowo niedawno i zapewne dlatego nie czuję jakiejś szczególnej więzi.
Krzysztof Wojciechowski
Lublin

Dzięki PRPI mogłem na nowo włączyć się praktycznie w zainteresowanie i pogłębienie swej wiedzy o Indianach; to jest wrócić na indiańską ścieżkę z której nigdy nie zszedłem (jedynie zboczyłem gdzieś tak w 1974/5 roku). Gdybym wtedy wiedział o mającym powstać pierwszym Zlocie, to chyba byłbym dziś wiodącym prym indianistą w Kręgu, ale cóż nie dane mi było a byłem wówczas bardzo zaangażowany i jak na tamte czasy miałem wszelkie akcesoria; strój i pióropusz aż do ziemi. Obecnie poznałem wielu szlachetnych indianistów, a Zlot, czy Fiesta, lub inna indianistyczna impreza to mój żywioł (choć dopiero odtwarzam strój). Mogę zapoznać się z niesfałszowaną historią Indian na podstawie artykułów zamieszczonych w indianistycznych pisemkach z którymi do 1998 roku się nie spotkałem. Odwiedzam kumpli z PRPI.
Janusz Pijanka
Klonowa

Sama nie wiem, ale, może gdyby nie PRPI, to np. nie byłoby TAWACINU i nie dowiedziałabym się tym samym, że istnieją w Polsce indianiści. A dzięki temu nie czuję się już tak bardzo osamotniona w moich zainteresowaniach.
Anna z Suchego Lasu

W moim życiu PRPI, a właściwie Indianie (mówiąc ogólnie), odgrywają dużą rolę, a chciałabym, aby ta rola była o wiele większa. Niestety życie nie jest proste i ciągle brakuje mi czasu i nie mogę zajmować się tylko tym, co lubię. Gdybym nie musiała zarabiać na rodzinę, życie, szkołę (itp.) dawno już przeniosłabym się na łono przyrody z dala od miasta i ogłupiającego tempa życia. Od kilku lat uczestniczę w Zlotach i byłam na wszystkich Fiestach w Gołuchowie. Nie znam jeszcze wielu osób, więc nie bywam na imprezach organizowanych w ciągu roku. Problem stanowią też odległości. Niby z Warszawy jest mniej więcej wszędzie jednakowo daleko, ale daleko. Zloty i Fiesty to dla mnie oderwanie się od rzeczywistości w miłym towarzystwie. Indianie to natura, a to kocham i nie mogę spokojnie patrzeć jak niszczeje bezpowrotnie. Wiele tu zrobić nie mogę, a może jeszcze tego nie wiem. Teraz staram się żyć w zgodzie z przyrodą i sumieniem i bolą mnie wszelkie objawy wandalizmu i bezmyślności.
Ewa Lenczewska
Warszawa

Sonda 200 |Sonda 206 |Sonda 126 |Sonda 146 |Sonda 149 |Sonda 145 |Sonda 151 | Sonda 152 | Sonda 154 | Sonda 160 | Sonda 161 | Sonda 173 | Sonda 174 |




"Jak wyobrażasz sobie siebie, jako indianistę, za 15 lat?" Sonda nr 152

Już zostało zakończone zbieranie odpowiedzi na sondażowe pytanie WABENO nr 152 - "Jak wyobrażasz sobie siebie, jako indianistę, za 15 lat?".
Pełem zbiór odpowiedzi opublikowany zostanie na łamach WABENO.

Oto udzielone wypowiedzi:

Za 15 lat będę już bliski 50-tki i myślę, że z chęcią będę wracał do starych filmów, książek, zdjęć i wspomnień.
Jak będzie z resztą (działalnością, wyjazdami itp.) nie wiem. Na pewno jednak nie zrezygnuję ze swoich zainteresowań i wszystko, co będzie dotyczyć Indian, wciąż łykał będę jak bocian żaby.
Jacek Żaba Żędzian
Mońki

Żona, dzieci, spotkania z przyjaciółmi przy ognisku w tipi.
Łukasz Sołtysik
Kluczbork

Stary facet. Stary indianista. Tak naprawdę wątpię, by mój stosunek do Indian się zmienił.
Ryszard Janowski
Lębork

Jeśli pociągnę jeszcze 15 zim, to na 16-tej będę wyglądał i gadał jak skrzyżowanie późnego Geronimo z sędziwym Wodzem Józefem.
Custer-junior
Warszawa

Mam 38 lat, za 15 lat będę tylko o te 15 starszy. Może jedynie trudniej będzie mi spać w tipi; oczywiście jeśli dożyję.
Zbigniew Pawlik
Daszewo

Dopóki będą istnieć Zloty, Fiesty i podobne spotkania, będę na nie jeździł, wywołując być może aurę tajemniczości z powodu wieku i noszenia stroju (takie stare konie i jeszcze się im chce).
Być może będę miał rodzinę i postaram się o to, żeby była w dużym stopniu "indiańska". Nie wiem w jakiej kulturze będę się specjalizował, może nawet będę znał język wybranego plemienia dając lekcje młodszym...
Może założę zespół taneczno- muzyczny, który nauczy się folkloru wybranego plemienia i będziemy wypełniać wieczory naszych Zlotów, imprez... A może będziemy sezonowo żyć na odludnym terenie, spotykając się tam we własnym gronie, żeby spróbować plemiennego życia i uczyć się ciekawostek, tańców, zwyczajów, języka.
Następnie jakaś z gazet może mnie określić jako "charyzmatycznego guru" tej dziwnej grupy (sekty?).
Stanisław Mozoła
Sulęcinek

Sądzę, że się nie zmienię. Taką już pozostanę ? choć starszą o 15 lat.
Maria Giżycka
Krotoszyn

Poza drobnymi różnicami (więcej siwych włosów, zmarszczek etc.) mniej więcej tak samo jak teraz...
No, może ciut więcej wiedzy, a na pewno doświadczeń w głowie, sercu...
Paweł Głogowski
Sztum

Pewnie tak samo jak teraz. Jeśli do tej pory się nie zmieniłam, to pewnie tak będzie dalej. Ścieżka zostaje ta sama.
Krystyna Gieroń
Wrocław

Dobre pytanie. W tej chwili trudno tak szczerze odpowiedzieć.
To raczej będzie gdybanie, lub (oby) planowanie. Mam nadzieję, że będę miał trochę więcej wiedzy, będę pewnie po iluś Zlotach, jak Bóg da to może i odwiedzę jakiś rezerwat, niemal z pewnością nauczę się znacznie lepiej angielskiego i będę mógł porozumiewać się przez Internet z Indianami.
I mam nadzieję, że na bazie zdobytej wiedzy i może kontaktów napiszę pracę na temat: Indianie a świat przyrody. To takie moje wielkie marzenie.
Krzysztof Wojciechowski
Lublin

Za 15 lat?! To... tak długo a zarazem krótko.
Oczywiście, że będę miał już Status Indianina ? a co za tym idzie, nie będę już indianistą! Mój najmłodszy syn, Juleczek także!
Janusz Pijanka
Klonowa

Za 15 lat... Przez ten czas wydarzyć się może bardzo wiele rzeczy, ale pewnie nadal będę interesować się kulturą Indian.
I pewnie już będę miała męża, i jeśli tak jak ja będzie interesował się Indianami, i jeśli jakimś cudem przekonam się do Zlotów, to pewnie miałabym wtedy tipi i jeździłabym z nim na Zloty, no i moim mężem oczywiście, i może miałabym też własnoręcznie zrobiony strój, i może nauczyłabym się tańczyć..., no i moja wiedza o kulturze Indian byłaby pewnie nieco większa i może bardziej sprecyzowana. Hm... pomarzyć zawsze można...
Anna Poplewska
Suchy Las

Ja już dawno jestem indianistką ...za 15 lat? (albo jeszcze gorzej). Cieszy mnie natomiast to, że tematyką indiańską interesują się młodzi. aby szczerze i na długo.
Ewa Lenczewska
Warszawa

Myślę, że z każdym rokiem (tak jak do tej pory) wiedza moja o Indianach będzie coraz większa.
Za 15 lat minie prawie trzydziestolecie mojej indiańskiej ścieżki którą kroczę. Ciężko jest mi powiedzieć, jak potoczy się moje życie do tego czasu, ale jestem pewny, iż Indianie zawsze pozostaną moją pasją. Być może z całą rodziną będę jeździł na Zloty, pisał artykuły do gazet, a może tak jak do tej pory " zgłębiał wiedzę " i to mi wystarczy. Nie wiem, ale czas pokaże.
Paweł Kotliński
Częstochowa

Ktoś spłoszył wiewiórkę. Trzymała ona dębowy owoc żołędzia.
Ucieka z nim w koronach drzew. Skacze z drzewa na drzewo.
Żołądź wypada jej na ziemię. Trawa go osłoniła przed wzrokiem wiewiórki, przed węchem dzika... inne nie miały tyle szczęścia.
Zostały zjedzone lub spadły na jałową glebę. Ten jednak wypuścił i korzonek i łodyżkę z pierwszym listkiem.
Na przekór wiatrom i burzom, mrozom i śniegom udało mu się przeżyć.
Wielokrotnie przechodziły tędy sarny i jelenie, zgryzły większość pączków, ale i tak udało mu się rozwinąć liście i powoli, lecz uparcie, dążyć do tak ulubionego Słońca.
Kiedy był jeszcze młodym dąbkiem, przechodził koło niego niedźwiedź. Zaciekawił się jego obecnością wśród sosnowego boru, ale chwilę podumawszy, poszedł dalej.
Wiele lat później ten sam niedźwiedź, będąc już bardzo stary, był chyba najstarszym zwierzęciem w puszczy, znów przechodził tędy.
Ujrzał dąb, który dochodził siły wieku. Niczym nie przypominał tamtego młodego, pnącego się wciąż w górę dąbka.
Teraz był okazały i majestatyczny. Czuł swą siłę i nigdzie już się nie spieszył, niczego nie obawiał się już.
A było to przecież to samo drzewo, stało w tym samym miejscu, tak naprawdę wcale się nie zmieniło... tylko przeżyło i rozwinęło się.
Paweł "Wilk" Wolak
Szczawno Zdrój

Sonda 200 |Sonda 206 |Sonda 126 |Sonda 146 |Sonda 149 |Sonda 145 |Sonda 151 | Sonda 152 | Sonda 154 | Sonda 160 | Sonda 161 | Sonda 173 | Sonda 174 |




"Jak można ożywić działalność PSPI? " Sonda nr 154

Już wkrótce zakończone zostanie zbieranie odpowiedzi na sondażowe pytanie WABENO nr 154 - "Jak można ożywić działalność PSPI? ". Pełem zbiór odpowiedzi opublikowany zostanie na łamach WABENO. Możesz jeszcze dodać swój głos wysyłając go na adres: kampucza@interia.pl

Oto udzielone już wypowiedzi:

To wszystko zależy tylko i wyłącznie od członków PSPI, a w większości są to starzy i zramolali jegomoście, którzy tyłki ruszają tylko za pieniądze lub po butelkę piwa (znowu oberwę)
Jacek "Żaba" Żędzian
Mońki

Nie wiem
Łukasz Sołtysik
Kluczbork

Trudno powiedzieć. Przez kilka lat były spory na środku placu, komentowanie : "O Jezu, znowu się kłócą".
Dokładnie nie wiem o co tam chodziło i nigdy nie zbliżyłem się do tej organizacji na tyle, żeby dokładnie znać sytuację.
Stanisław Mozoła
Sulęcinek

Mamoną i sprężystym liderem
Custer -Junior
Warszawa

Wprowadzić dyktaturę.
Za dużo w PSPI liderów i wydumanej wyższości.
Zbigniew Pawlik
Daszewo

A co PSPI jeszcze isnieje?????
Nie jestem i nie byłem członkiem PSPI, więc nie wiem czy mogę wyrażać tu swoją opinię, ale jako obserwator z boku podzielam zdanie bodajże Cienia z "Tawacinu" (nr ?) :
należy zamknąć rozdział pt. PSPI - było, minęło. Zwłaszcza, że od paru lat to o PSPI cicho i głucho (ja przynajmniej nic nie słyszę i nie widzę!), więc raczej nie ma czego i po co ożywiać - Ruch trwa i bez tego i pięknie się rozwija! Takie są koleje ewolucji, ha ha
Paweł Głogowski
Sztum

Myślę, że przez spotkania. Nic innego nie widzę.
Maria Giżycka
Krotoszyn

Generalnie poprzez częstsze i intensywniejsze kontakty.
Organizowanie spotkań aby członkowie spotykali się częściej niż tylko na zlotach.
Organizowanie prelekcji, które przygotowywaliby sami członkowie Ruchu.
Można by też próbować organizować coś na kształt konferencji naukowej dla szerszych gron uczestników.
Tak, z własnej działki, to sądzę że można by próbować stworzyć Indiańską Szkołę Ekologiczną, gdzie można by uczyć ludzi współżycia harmonijnego ze środowiskiem, szacunku do ziemi i przy okazji obalić pewne stereotypy dotyczące "ekologizmu" Indian.
Myślę, że dobrą rzeczą byłby powrót do "administracyjnego podziału kraju na obszary rządzone przez wodzów".
Był to pomysł Marii Przybylak.
Krzysztof Wojciechowski
Lublin

Na pewno naborem nowych członków, którzy chcą działać i wiedzą czego chcą.
Chcę przez to powiedzieć, że nikomu nie zaszkodzi dodać świeżej krwi a wręcz odwrotnie.
Przemysław Wosiak
Lutomiersk

Ożywić - to chyba też znaczy poprawić?
Doprawdy nie mam zielonego pojęcia. Nie wiem tez czy jest jeszcze coś ożywiać, poprawiać.
Myślę, że lepiej byłoby stworzyć coś nowego. Nie byłoby wtedy podstaw aby sięgać pamięcią i doszukiwać się dawnych animozji, sporów i waśni.
Wzajemna niechęć do poczynań innych indianistów jest u nas cechą wybijającą się. Wtedy miast pomocy można liczyć jedynie na kłody pod nogami.
Sporo też słychać krytyki a właściwie nie krytyki, gdyż ta jeśli jest rozważna i przemyślana, jest potrzebna. Nazwałbym to inaczej - negacja.
Polskie Stowarzyszenie, Ruch, czy jak to tam nazwiemy można porównać do sceny politycznej. Są zatem konserwatyści i liberałowie oraz centrum. Wszyscy siedzą razem na jednej gałęzi i zgodnie ja piłują...
Nie wiem co zrobić by uleczyć tą chorą sytuację. Podam przykład niemiecki :
- jeśli chcesz wybrać się na zlot, trzeba być członkiem jakieś organizacji. Ona wprowadza cię na spotkanie i roztacza nad tobą opiekę. Jeśli napsocisz - lecą wszyscy. Ten system pozwala utrzymać porządek, każda grupa chce coś zaprezentować, pokazać się. W ten sposób można realizować się ale... w grupie !
U nas każdy sobie i dlatego jest jak jest. To co z powodzeniem funkcjonuje gdzie indziej u nas niestety zwykło się nie przyjmować.
Wyobraźmy sobie sytuację, kiedy "stary wyga indiański" miałby lecieć ze zlotu za psikusy kumpla???
Można by też podłożyć komuś piękną świnię i wyeliminować nie lubianego sąsiada.
Nie sądzę więc, aby system niemiecki można było przeszczepić na grunt polski.
Nie pomoże tu przecież żaden system, żaden zlotowy regulamin. PSPI czy PRPI to ludzie i od nich zależy jak to wszystko będzie wyglądało.
Jeśli PSPI vel PRPI to ludzie, zatem trzeba stworzyć coś nowego. Starzy już się chyba wypalili. Przynajmniej na to wygląda.
Włodek Rybicki
Poznań

Uważam że działalność PSPI ożywi się jeśli bardziej ze sobą będziemy współpracować i częściej się spotykać, ale żeby to nastąpiło to np. ja musiałbym znać adresy nie tylko moich przyjaciół z kręgu ale również innych osób w moim przypadku z województwa śląskiego, bo nie każdy ma czas i pieniądze by jechać do Warszawy czy Gdyni jeśli mieszka tutaj, na spotkanko.
Myślę więc że klucz do sukcesu jest w zwiększeniu ilości spotkań w mniejszych grupach, blisko miejsca zamieszkania.
Z takiej grupy zawsze można by wysłać przedstawiciela na jakieś większe krajowe spotkanie, większe prawdopodobieństwo ze ktoś z niej się wybierze, może wtedy podzielić się relacją z innymi.
Poza tym w takiej małej grupie jest już możliwość zorganizowania jakiś pokazów czy spotkań, czy warsztatów, wymiany zainteresowań i doświadczeń.
No i następnie integracja poszczególnych grup ze sobą, jednym słowem krajowa siatka mniejszych organizacji skupionych w danych województwach.
To moim zdaniem sposób na rozwój krajowej działalności.
Robert " Drozd" Śpiewla
Żory

Jak to jak?
Dać ludziom możliwość działania, otworzyć się na nich i nie tworzyć aury elitarności.
Powołać z mocą prawną regionalne oddziały z wybieralnymi władzami i zobowiązanymi do ściągania składek oraz składania corocznych sprawozdań z działalności.
Wprowadzić nieduże wymagania dla najbardziej zaangażowanych oraz podjąć współpracę z innymi organizacjami pozarządowymi typu ekologicznego, obywatelskiego.
Najważniejsze jest liczne członkostwo oraz składki, bez tego nic się nie ruszy.
Łukasz Przytarski
Kalisz Pomorski

Dla mnie PSPI jest reprezentantem ogólno pojętego ruchu przyjaciół Indian.
By ożywić PSPI, samo w sobie, należy zapewnić lub też przynajmniej postarać się i utrzymywać żywotność i aktywność poszczególnych grup i stowarzyszeń w Polsce.
Z tego co pamiętam to PSPI miało min. reprezentować Ruch na arenie międzynarodowej, wspomagać i firmować ewentualne działania lokalne.
Aby PSPI mogło to czynić należy przede wszystkim "rozruszać" towarzystwo na swoim podwórku.
Takie działania zainicjują, jak sadzę, współpracę na poziomie : grupa lokalna - PSPI i to może stać się przyczynkiem ku oczekiwanemu ożywieniu PSPI.
Janusz Wencel
Czerwionka

Żeby ożywić działalność PSPI trzeba:
1.wpisać do statutu nowy zarząd (bo stary chyba nie chce być jeszcze raz zarządem)
2.wpisać tamże nową siedzibę (ktoś musi chcieć mieć u siebie siedzibę)
3.tam przeniesc dokumenty z Warszawy (jeśli poza Warszawą)
4.zrobić spis członków i nakłonić ich do płacenia składek
5.ewentualnie poczynić zmiany w statucie co do celów PSPI
To wszystko da się zrobić, ale obawiam się, że wszystko znowu po jakimś czasie siądzie z powodu: braku realnych pomysłów na działalność, braku wpłat składek, zakorzenionego w nas samych krytykanctwa, dyskusji nt. przeznaczenia pieniędzy itd.
A wtedy wszystko od początku. Muszą znaleźć się ludzie, którym się chce. A nie znam wielu, który chciałoby się na dłuższą metę.
Mamy w naturze "akcyjność", a nie długofalowość. I szybko się zniechęcamy lub nas zniechęcają.
Ale jeśli już takich długodystansowców szukać, to należy przedstawić całe zagadnienie w szczegółach - po co, jak, wady, zalety, co z tego będziemy mieli, kilka konkretnych pomysłów.
Też na stronce, Tawacinie, Wabeno lub temu podobnych miejscach. Całuję stare i nowe PSPI.
Ewa Stańska
Warszawa

Sonda 200 |Sonda 206 |Sonda 126 |Sonda 146 |Sonda 149 |Sonda 145 |Sonda 151 | Sonda 152 | Sonda 154 | Sonda 160 | Sonda 161 | Sonda 173 | Sonda 174 |




"Jak reaguje Twoje otoczenie dowiadując się, ze wyjeżdżasz na Zlot?" Sonda nr 160

Już zostało zakończone zbieranie odpowiedzi na sondażowe pytanie WABENO nr 160 - "Jak reaguje Twoje otoczenie dowiadując się, ze wyjeżdżasz na Zlot?".
Pełem zbiór odpowiedzi opublikowany zostanie na łamach WABENO.

Oto udzielone wypowiedzi:

Najbliższe otoczenie w stosunku do Indian, i tym podobnych spraw, jest niezwykle tolerancyjne; udziela mi za to zawsze mnóstwo praktycznych rad biwakowych w rodzaju: nie rób tego, nie rób tego tak, nie w ten sposób.
Custer-junior
Warszawa

Reakcje są różne. Najczęściej jest to ciekawość i masa pytań jak takie coś wygląda itp. Pózniej następują niewybredne żarty, ale w sumie myślę, że mi zazdroszczą i sami też chcieliby tam pojechać.
Paweł Głogowski
Sztum

Nie reaguje. Przed wyjazdem nikt nic nie wie. Po powrocie zadają pytania o powód nieobecności. Przeważnie budzę zazdrość. Sami chcieliby zobaczyć jak tam jest.
Paweł Szpyra
Wierzchowiska

Życzliwie. Wypytują się o szczegóły, gdzie odbywa się Zlot i co tam się dzieje.
Łukasz Sołtysik
Kluczbork

Dzieli się na dwie grupy:
1 - że to dziwne i dla dzieci i sami dziwnie się czują, bo nic nie mogą na to poradzić,
2 - akceptują zainteresowanie, oglądają zdjęcia i patrzą ze zdziwieniem, że coś takiego istnieje w Polsce.
Maria Giżycka
Krotoszyn

Moi znajomi zazdroszczą nam spotkań zlotowych. Po każdym Zlocie oglądają zrobione przeze mnie zdjęcia i zachwycają się folklorem Indian. Niejednokrotnie sami chcieliby jechać z nami, odpocząć i przeżyć co, co pozwala nam zapomnieć o monotonności codziennego życia; spotkać nowych, wartościowych ludzi, którzy są serdeczni i życzliwi.
Zofia Osika
Kraków

Moi znajomi są do tego przyzwyczajeni.
Radosław Wdowicki
Bydgoszcz

Kiedy mówię, że chcę wyjechać na Zlot, bo jeszcze na żadnym nie byłem, to z reguły reagują zainteresowaniem; a co to jest? Co się tam robi? Raczej pozytywnie, z nieukrywanym, żywym zainteresowaniem. Tylko niektórzy wyjątkowo sfrustrowani mówią: "to co - będziesz tam palił fajkę?", czy też nieporadnie naśladują indiańskie okrzyki - jak im się wydaje.
Krzysztof Wojciechowski
Lublin

Wielu traktuje to jako wyjazd na biwak i tyle. Co bardziej wtajemniczeni okazują zainteresowanie i radzą robić dużo zdjęć; też chcą coś obejrzeć. Moja siostra (starsza ode mnie) wciąż czeka aż dorosnę. Niektórzy zazdroszczą, ale nie Zlotu, a raczej okazji do wyjazdu i możliwości spotkania się z wieloma osobami. Dla wielu moich znajomych Indianie to po prostu jakiś wymarły lud; wieść o Zlocie nie wywołuje u nich wielkich emocji prócz delikatnej ciekawości typu "to takie coś jest w Polsce?" Jest też paru bardziej zainteresowanych, którzy mówią: "Acha, kolega kolegi też kiedyś był na Zlocie".
Adam Ludwiszewski
Toruń

Otoczenie moje (rodzina) reagowała pukaniem się w czoło, ale też i zainteresowaniem; co się na tych Zlotach robi, jak wygląda tipi. Osobom spoza rodziny najwyrazniej to imponowało, ale nikt nigdy bliżej nie wyraził ochoty żeby ze mną pojechać.
Sylwia Seremnet
Otwock

Najczęściej moje otoczenie, nie będące wprowadzone w temat, reaguje pewnym zaciekawieniem pytając zazwyczaj co to za impreza. Nie staram się zresztą szczegółowo informować ludzi o Zlotach wiedząc, że jest to dla nich jakieś mało znaczące wydarzenie.
Janusz Struzik
GKPI
Katowice

Co tu powiedzieć; moi znajomi nie negują tego, nawet im się podoba to co robię, bo jestem lepszym człowiekiem gdy powracam ze zlotowych spotkań. Choć na Ogólnopolskim Zlocie jeszcze nie miałem sposobności być, to jeżdżę do Leszka Michalika na jego spotkania i czuję się dobrze, i jestem naprawdę "człowiekiem".
Seneca
Nętkowo

O tym, że pragnę wybrać się na Zlot nikomu nie mówię. Nie dlatego, że się wstydzę mojego zainteresowania, ale dlatego, że ludzi akurat z mojego otoczenia najmniej by to interesowało. Wiedzą, że mam taką pasję, ale oni tego nie rozumieją. Dla nich Indianie to przeszłość nie warta uwagi. Oglądając np. bajkę Disney'a "Pocahontas" nie wiedzą, że taka Indianka istniała naprawdę! Wkurza mnie podejście niektórych ludzi do tej kwestii! Przytoczę tu pewien przykład. W trakcie mojej wyprawy do Anny i Aleksandra Danyluków, wysiadłem w pewnej miejscowości skąd od nich dzieliło mnie około 12 kilometrów pieszej wędrówki. Chcąc zorientować się mniej więcej w którą stronę mam się wybrać, zapytałem pewnego człowieka stojącego pod sklepem o drogę. Wyjaśniłem mu o co mi chodzi i gdzie bym chciał się dostać. Był dość miły, wskazał mi dobrą drogę - ale po moim powrocie z Fortu ten sam człowiek stojący pod sklepem (tam akurat był przystanek autobusowy na którym ja musiałem stać), już pod wpływem "wody ognistej" zaczął zadawać pytania jak było u "Indian" i na co liczyłem; że "zaliczę" sobie może "Indiankę"? Na szczęście po krótkim czasie nadjechał autobus. I właśnie co niektórzy tak do tego podchodzą. Więc ja wolę milczeć. Teraz przynajmniej zaczynam poznawać ludzi z którymi mogę się wymieniać uwagami o Indianach. Moim marzeniem jest normalnie zamieszkać sobie w tipi (tak podobno mieszka Janusz Pijanka; prawda to?) i żyć tak jak Indianie i być przede wszystkim wolny.
Dawid Pannert
Gniezno

Sonda 200 |Sonda 206 |Sonda 126 |Sonda 146 |Sonda 149 |Sonda 145 |Sonda 151 | Sonda 152 | Sonda 154 | Sonda 160 | Sonda 161 | Sonda 173 | Sonda 174 |




"Co by było, gdyby okazało się, że Leonard Peltier naprawdę zabił osobiście tych dwóch gliniarzy?" Sonda nr 161

Już zostało zakończone zbieranie odpowiedzi na sondażowe pytanie WABENO nr 161 - "Co by było, gdyby okazało się, że Leonard Peltier naprawdę zabił osobiście tych dwóch gliniarzy?". Pełem zbiór odpowiedzi opublikowany zostanie na łamach WABENO.

Oto udzielone wypowiedzi:

To byłaby szopka.
Łukasz Sołtysik
Kluczbork

Prawdopodobnie wtedy upadłby cały romantyzm jakim biali ludzie otoczyli walkę Indian, Człowiek jest człowiekiem i posiada swoje odruchy, które najprościej zmierzają do celu. Biali ludzie jednak przyczepiają etykietę "święte" i "ceremonialne" prawie do każdego elementu życia Indian.
Stanisław Mozoła
Sulęcin

Aż tak bardzo bym tego nie przeżył. Po prostu przestałbym darzyć gościa sympatią i myślę, że wielu ludzi zrobiłoby to samo.
Jacek Żędzian
Mońki

Nie wiem na 100% czy Leonard Peltier jest winny czy nie. Być może on sam tego nie wie - boję się, że tylko Stwórca zna prawdę, a w związku z tym - Leonard kroczy drogą, która mu była pisana już w dniu narodzin.
Paweł Głogowski
Sztum

Szczerze napisawszy nie wierzę w to, ale gdyby tak było... cóż - niemiło zaskoczyłoby nas wszystkich, bo myślę, że jedyne wiarygodne oświadczenie w tej sprawie (po tak długim czasie) mogłoby pochodzić tylko od samego Peltiera. Nie wierzę w wiarygodność świadków, którzy dopiero teraz zdecydowali się mówić. Cóż - cała kampania wzięłaby w łeb, chłop by się totalnie zdyskredytował, a co gorsza - nie tylko siebie, ale Indian w ogóle i pośrednio nas, indianistów. Obawiam się, że wtedy całe hordy nieoczytanych pismaków zaczęłyby wywlekać podobne sprawy i deliberować nad nimi.Co ważniejsze - bolesna byłaby świadomość, że przez tyle lat oszukiwał tylu wspaniałych ludzi, którzy wierzyli w jego niewinność.To niemożliwe!
Krzysztof Wojciechowski
Lublin

W tej głośnej sprawie napisano już tak wiele, że wszystko wskazuje na niewinność tego człowieka, ale gdyby okazało się, że prawda jest inna, to dla ogromnej rzeszy ludzi, którzy przeznaczyli część swego życia na działania zmierzające do jego uwolnienia, byłaby to szokująca informacja, wstyd i zażenowanie, a dla VIP-ów ze świata polityki i kultury, którzy opowiadali się za jego uwolnieniem, byłoby nie w smak, że dali się wciągnąć w jakąś brudną grę. Tak zaskakujący werdykt jeszcze bardziej skomplikowałby cały ten proces, a być może cześć ludzi w końcu usprawiedliwiałaby tę sensacyjną wiadomość tym, że okoliczności w jakich doszło do zabójstwa dwóch przedstawicieli władzy formalnie sprawujących jurysdykcję na terenie rezerwatu i wrogość członków AIM do nich było wystarczającym powodem do popełnienia tej zbrodni.
Janusz Struzik
GKPI
Katowice

Myślę, że bardzo wielu ludzi byłoby zaszokowanych.
Przemysław Kaźmierczak
Poznań

Co by było gdyby...? A tak naprawdę to wiem jedynie tyle, że Leonard "siedzi" już kilka latek. A co i jak się wtedy zdarzyło, tego nie dowiemy się nigdy. Pozostaje nam jedynie wierzyć w jego niewinność i podpisać się pod petycją w tej sprawie.
Piotr Pietrzak
Płock

Nie wiem jak bym to osobiście odebrał, nie wiem, czy bym w to uwierzył .Ja wiem, że jeśli już to zrobił, to już na pewno nie nacisnąłby na spust pistoletu gdyby ci gliniarze pierwsi tego nie zrobili - nie sprowokowali go do tego czynu. A sam Leonard jest tylko człowiekiem; lecz to nie jest punkt obrony a tylko nazwanie rzeczy po imieniu. Każdy by się zachował podobnie gdyby chodziło o jego życie, życie plemienia, czy też rodziny. Nie chcę być jego adwokatem, ale ja bym go ocalił od tych zarzutów, nawet gdyby to była prawda dla niego przeważająca. Lecz jest tak, że to biali Amerykanie są przeciw rdzennym mieszkańcom tych ziem i doprowadzą do tego, że Leonard Peltier nigdy, ale to nigdy, nie opuści bram więzienia nim nie odsiedzi przyznanych mu jeszcze lat za ucieczkę, albo jej próbę. Szkoda, że mimo tak wielkiego postępu cywilizacji nadal zachowujemy się jak ludzie pierwotni w walce o ziemię i dominację na niej.Szkoda, że ja jestem przedstawicielem tej rasy ludzkiej, ale nie znaczy to, że to ja i ty musimy być jak nasi ojcowie. Nadszedł czas pogardy i zrozumienia błędów. Szkoda, że nie można cofnąć czasu by zagasić dawne waśnie narodowe.
Ho! Seneca
Recz Pomorski

Jeśli okazałoby się, że Leonard rzeczywiście zabił tych z FBI to znaczyłoby, że kłamał, mówiąc, że to nie on ich zabił. Byłby więc kłamcą, zawiódłby wielu ludzi: Indian i nie Indian. Mam pewność, że nie kłamie. Wierzę mu.
Marcin Placek
Katowice

Zabił to zabił. Może nie miał wyboru. Gniew jest zawsze bardzo głębokim uczuciem. Co czuli Polacy, kiedy zabili jakiegoś wyjątkowo wrednego esesmana w czasie okupacji? Tam wojna wciąż trwa. Mieszkałam naprzeciwko kolesia z BIA. Nigdy nie widziałam jego twarzy.
Katarzyna Boguszewicz

Sprawa Leonarda Peltiera jest totalnie pogmatwana i nie oszukujmy się, nigdy do końca nie poznamy prawdy. Pozostaje nam jedynie wierzyć w jego niewinność. Co by było, gdyby okazało się być inaczej? Po pierwsze nie wydaje mi się żeby ktokolwiek i kiedykolwiek znalazł jednoznacznie obciążający dowód. Gdyby jednak, to mielibyśmy międzynarodowy skandal. Ogromne rozczarowanie obrońców Peltiera i wielkie zwycięstwo jego przeciwników, którego rząd z pewnością nie omieszkałby wykorzystać.
Agnieszka Florek
Mierzęcice

Jeśli zabił ich rzeczywiście, to zupełnie nic nie zmienia. Jaki to był czas dla Indian - wszyscy wiemy co i jak robił rząd i podległe mu służby. Ilu Indian zginęło lub ucierpiało, pośrednio lub bezpośrednio, wskutek tych działań - nie trzeba tłumaczyć. W gruncie rzeczy był i jest wojownikiem, a wtedy była "wojna".
Maciej Grabowiecki
Poznań

No cóż; trzeba sobie zdawać sprawę, że jest to możliwe. Była strzelanina, dwóch agentów zginęło, jeden Indianin. Ktoś musiał tych agentów zabić. Pamiętać jednak należy o sytuacji jaka wtedy istniała. W USA toczyła się tak naprawdę wojna domowa. Ludzie ginęli po obu stronach, jednak morderstwami dokonywanymi na Indianach nikt się nie przejmował. W przypadku Peltiera tak naprawdę chodzi o to, że cały proces został sfingowany, właściwie wszyscy przyznali pózniej, że FBI fabrykowała dowody, jednak Peltiera potraktowano jako kozła ofiarnego.
Kudłaty
Łódź

Sonda 200 |Sonda 206 |Sonda 126 |Sonda 146 |Sonda 149 |Sonda 145 |Sonda 151 | Sonda 152 | Sonda 154 | Sonda 160 | Sonda 161 | Sonda 173 | Sonda 174 |




"Których uczestników PRPI podziwiasz najbardziej? Za co i dlaczego?" Sonda nr 173

Już zostało zakończone zbieranie odpowiedzi na sondażowe pytanie WABENO nr 173 - "Których uczestników PRPI podziwiasz najbardziej? Za co i dlaczego?". Pełem zbiór odpowiedzi opublikowany zostanie na łamach WABENO.

Oto udzielone wypowiedzi:

Pytanie jest tendencyjne. Opisując kogoś, można doprowadzić tę osobę do narcyzmu i zarozumiałości. Napiszę kogo nie podziwiam; nie podziwiam tych ludzi zaślepionych i uważających, że wiedzą wszystko najlepiej (nazwisk nie podam). Ludzie ci uważają, że tylko Indianie, którymi się interesują, to prawdziwi Indianie (głównie Lakota) a każdy, kto nie ma stroju, lub strój jego nie ocieka koralikami, jest nikim. Każdy sam może sobie dopisać odpowiednie nazwiska. Tych ludzi nie podziwiam.
Rafał Kisielewski
Chorzów

Podziwiam wszystkich uczestników PRPI, gdyż każdy z nich jest wyjątkowy.
Jacek "Żaba" Żędzian
Mońki

Wielu jest uczestników PRPI, którzy zasługują na podziw.
Ryszard Janowski
Lębork

Najbardziej podziwiam tych, którzy nagle zaskoczyli wszystkich swoim szybkim rozwinięciem się w kierunku indiańskości, a więc są to: obwoływacze, którzy nauczyli się radzić sobie i górować nad setkami obcych ludzi; tancerze pow- wow, którzy pojawili się od razu w kompletnych strojach, umiejąc tańczyć w jednym rytmie. (Jeden z nich wystąpił w tenisówkach, bo brat spalił mu mokasyny, jednak mówiono, że to on tańczył najładniej i niesamowicie. Było widać, że jest przejęty tym, że występuje po raz pierwszy).Podziwiam też śpiewaków pow-wow, którzy potrafią śpiewać wysokim tonem i utrzymać rytm bębna.Podziwiam tych ludzi, którzy dużo wiedzą, a nie reklamują tego w tajemniczy i niedostępny sposób, którzy mają tzw. "wartości" i przyjeżdżają, żeby uściskać starych znajomych, którzy wierzą w to, że niczego im nie ukradną, którzy nie przeliczają wszystkiego na pieniądze.
Stanisław Mozoła
Sulęcin

W chwili obecnej to Darka, bo zrobił więcej niż to możliwe. Załatwił pobyt Jamesa w Polsce. To duży sukces. To wspaniałe, że mogłam być z nim w Gołuchowie.
Maria Giżycka
Krotoszyn

Wielu jest takich, którzy potrafią pięknie i dużo mówić, nosić bogato zdobione stroje i chwalić się ilością przeczytanych książek o Indianach. Są i tacy (i tych najbardziej podziwiam), którzy jako właściwi przyjaciele Indian próbują robić cokolwiek, by Indianom pomóc. Za przykład chcę podać nazwisko Darka Kachlaka i akcję zimowej zbiórki zabawek dla dzieci z Pine Ridge (2000/2002). Oczywiście, tego typu nazwisk w PRPI jest jeszcze sporo. Cenię też tych, którzy angażują się w sprawę Peltiera, uczestniczą w biegach, wysyłają petycje, organizują spotkania czy prelekcje uświadamiające zwykłym ludziom sytuację Indian. Takich ludzi cenię.
Karolina Stenka
Gdańsk

Podziwiam "weteranów". Za to, że chodzą w skórach i paciorach, z farbę na twarzy; pomimo siwych pasm we włosach. Za to, że nie wyrośli, nie przeszło im, robią to, bo to ich styl życia. Podziwiam tych aktywnych, którzy, choć nie mają spodni z jelenia z kilogramami naszytych paciorów, dają znak o swojej pracy w internecie : petycje, akcje, pokazy, wystawy. Są moimi wzorami.
Adam Ludwiszewski
Toruń

Jest to trudne pytanie. Nie sposób jest ocenić wkładu osób dzięki którym stałem się "człowiekiem matki Ziemi". Wiele trudu i czasu mi poświęcili. Dzięki nim mam wiedzę i doświadczenie w tym co robię. Wyliczając ich, nie sposób tu pominąć osoby której najbardziej to wszystko zawdzięczam - Pabla Głogowskeigo. Trudno aż w to uwierzyć, ile dzięki niemu... Ale wszystkie moje najbardziej ważne rzeczy zawdzięczam ludziom ze Sztumu; "Ludziom Ducha". Dzięki im za zastrzyk, który potrzebowałem, kiedy byłem załamany, i dzięki za to, że pomogli mi odnalezć dobro i cel w tym co dziś robię.
Piotr Koselski
Recz Pomorski

Podziwiam Marka Cichomskiego za to, że... był "dilerem" (i jest) na XXII Zlocie PRPI w Uniejowie, dzięki któremu mogłem nabyć tak wiele prasy - pisemek o Indianach i indianistach!!! Podziwiam też Misao (za jego indiańskie rysy twarzy), podziwiałem Hurona z Gdyni za to, że tak się mocno utożsamiał z Indianami Leśnymi (szkoda, że już mu to minęło ? dla PRPI to... wielka strata). Podziwiam Niedźwiedzia, Victoria, Gawrona i paru innych, którzy widząc moje "wybryki" (Zlot w Uniejowie z 1998 roku) przemilczeli, nie wyrażając głośnej opinii o mym zachowaniu. Podziwiam też Sat-Okha, którego osobiście poznałem w 2002 roku w Koszalinie za to, że... po prostu wrócił do nas mimo, że część ludzi miała (ma?) mu za złe jego (rzekome?) skrywanie nieindiańskiego rodowodu. Podziwiam też Człowieka o Tysiącu Twarzach z Kalisza, którego poznałem również na XXII Zlocie PRPI w Uniejowie, a który został moim serdecznym Przyjacielem z którym utrzymuję częsty kontakt. Jest on niezastąpionym artystą-fotografikiem swojej... twarzy. Podziwiam też Jurka i Milenę z Chojnowa za ich charyzmę i... spontaniczność i wiarę w to co (skutecznie zresztą) robią. Podziwiam też chłopaków ze Śląska, "Ludzi Czarnej Ziemi" za serce i gardła włożone w indiańskie pieśni.
8 listopada 2002
Janusz Pijanka
Klonowa

Których uczestników... Bez jednej chwili niepewności to człowiek, który zorganizował POWWOW w Katowicach. Najbardziej wstrząsające wydarzenie świata... Oby było ich więcej...
listopad 2002
Agnieszka Drozd
Tąpadła

Sonda 200 |Sonda 206 |Sonda 126 |Sonda 146 |Sonda 149 |Sonda 145 |Sonda 151 | Sonda 152 | Sonda 154 | Sonda 160 | Sonda 161 | Sonda 173 | Sonda 174 |




"Jakie indianistyczne pisemko cenisz sobie najbardziej i dlaczego?" Sonda nr 174

Już zostało zakończone zbieranie odpowiedzi na sondażowe pytanie WABENO nr 174 - "Jakie indianistyczne pisemko cenisz sobie najbardziej i dlaczego?". Pełem zbiór odpowiedzi opublikowany zostanie na łamach WABENO.

Oto udzielone wypowiedzi:

Do tej pory najbardziej ceniłem sobie "Na Tropie", ale co się z nim stało ?... każdy wie. Teraz jego miejsce zajęło WABENO. Cenię te pisemka za to, że dużo piszą o tym, co dzieje się w PRPI. Lubię też TAWACIN za jego profesjonalizm i POHIKERI za to, że po prostu jest.
Jacek Żędzian "Żaba"
Mońki

Oczywiście KAYAS_OCHI! Jestem członkiem redakcji i trudno żebym nie cenił sobie tego, co robię cha! Cha! Poza tym bardzo lubiłem "Natropka" i szanuję (choć nie ubóstwiam niestety) TAWACIN. O reszcie nie będę się wypowiadał.
Paweł Głogowski
Sztum

Cenię każde pisemko, ponieważ w każdym znajdę ciekawy artykuł.
Ryszard Janowski
Lębork

Mam ich kilka, ale najwięcej czytam o obyczajach, zwyczajach, ubiorach i wierzeniach.
Maria Giżycka
Krotoszyn

TAWACIN najkrócej powiedziawszy za profesjonalizm. Na drugim miejscu postawiłbym 'Na Tropie" również z tego samego powodu.
P.S.
Dębno Lubuskie

Na pierwszym miejscu jest po dawnemu: NATROPEK/WABENO z uwagi na to, że z niego dowiaduję się o bieżących sprawach PRPI. Na podstawie zwierzeń korespondentów mam możliwość poznania ich samych (przynajmniej częściowo). Drugim takim pisemkiem jest TAWACIN sięgam do niego po typowe informacje o Indianach.
Zofia Osika
Kraków

TAWACIN cenię za treść i formę graficzną; z całym szacunkiem dla pozostałych pisemek. TAWACIN to taka wizytówka polskich indianistów z racji tego choćby, że jest najłatwiej dostępny. Inne pisemka typu WABENO, ABSAROKA itd. (choć szatą graficzną nie dorównują TAWACINowi) cenię głównie za to, że wiem, w jaki sposób powstają przy zaangażowaniu i "kombinowaniu" znacznej ilości osób.
Krzysztof Wojciechowski
Lublin

Nie zamierzam stylem Wilka wyliczać zalet i przywar każdego z polskich indianistycznych pisemek. Zdanie moje nie liczyłoby się zapewne, gdyż należę do kasty "młodzików".Niegdyś prenumerowałem TAWACIN i KAYAS OCHI. Uważam, że nie można powiedzieć, że jakaś gazetka jest dobra lub zła. Jeżeli chcę usłyszeć czy np. Leonard Peltier otrzymał prawo łaski, to fakt, że nie uzyskam takich informacji z KAYAS OCHI. Nie stawiam jednak tego pisemka w rzędzie gorszych czy mniej interesujących. Każde pisemko nastawione jest na pewnych odbiorców. Mi odpowiada WABENO, bo jest w nim wszystkiego po trochu.
Karolina Stenka
Gdańsk

Najbardziej cenię sobie oczywiście WABENO. Może trochę dlatego, że nie znam zbyt dobrze innych indianistycznych pisemek. Ale trzeba przyznać, że WABENO jest bardzo ciekawe i porusza bardzo zróżnicowaną tematykę i chyba każdy może znaleźć w nim coś ciekawego dla siebie.
Ania z Suchego Lasu

Nie chcę kogokolwiek oceniać za to, co robi. Mam też mało wiadomości co do tych pisemek, których nie znam ... bo ich nie posiadam. Wierzę jednak w to, że każde z nich, jakie tylko ukazuje się w Polsce lub poza jej granicami, daje nam pewne wiadomości o kulturze, czy też legendach tych Indian, którymi każdy z nas się interesuje na swój sposób.
Piotr Koselski
Recz Pomorski

Oczywiście WABENO. A to dlatego, że jest zróżnicowane tematycznie; nie ogranicza się do zagadnień związanych z jednym, wybranym ludem. Poza tym nie odbiega od spraw związanych z polskimi indianistami i PRPI.
Piotr Pietrzak
Płock

Kiedyś, jako dzieciak, ceniłem sobie ŚWIAT MŁODYCH, PŁOMYCZEK i PŁOMYK, bo tylko tam mogłem znaleźć coś o Indianach. Potem, docierając "do swoich" (Uniejów 1998) "Na Tropie", gdyż to "trop" do całego Ruchu, no i dobrze rozwinięta dystrybucja (jak obecnie WABENO) wystarczy by znać adres Marka Cichomskiego. Mam też szacunek do HUILLIMAPU Staszka, który tyle wysiłku w nie wkłada, no i w ogóle do wszystkich pisemek, które chłopcy wydają, bo... muszą być i dobrze, że są. Może mój "Mówiący Papier" skumuluje je w jedną całość?
Janusz Pijanka
Klonowa
23. 08. 2002.

WITKA (znacie powody), POHIKERI, HOĆOKA (bo piszą o rzeczach, które mnie interesują najbardziej), kiedyś ? "Na Tropie", bo było w nim dużo o tym, co się dzieje na świecie, WABENO (jw.), no i kiedyś TAWACIN, bo to było moje pierwsze indianistyczne pisemko.
Mariusz Jajko
Brzozów
październik, 2002.

POHIKERI bo jestem jego redaktorem.
Bogdan Herba
Żelazny Most

TAWACIN najlepsze pismo popularno-naukowe o Tubylczych Amerykanach. Można tam znaleźć artykuły o historii, współczesności, serwisy z Ameryki. Dwie strony PRPI wystarcza na ogólnopolskie informacje o naszym Ruchu. WABENO w odróżnieniu od TAWACINU, więcej w nim spraw "naszych", można poczytać o znajomych a przy okazji znaleźć ciekawe teksty niepublikowane nigdzie indziej.Te dwa pisemka to podstawa lektur osoby zainteresowanej Tubylczymi Amerykanami i indianistyką.
Bluewind

Najlepiej znam WABENO, trochę mniej TAWACIN i KAYAS OCHI. Są to zupełnie inne pisma. WABENO wydaje mi się najbardziej "swojskie".
Marcin Placek
Katowice

Sonda 200 |Sonda 206 |Sonda 126 |Sonda 146 |Sonda 149 |Sonda 145 |Sonda 151 | Sonda 152 | Sonda 154 | Sonda 160 | Sonda 161 | Sonda 173 | Sonda 174 |

Ilość osób obecnych teraz na stronie:


Idź do góry | Wróć do WABENO | Wróć do strony głównej

Copyright by Dariusz Lipecki