Indianie. Teksty nadesłane - Marek Cichomski i Rafał Kisielewski. | ||
Mieszkając w wyludnionym kraju, gdzie przeżycie zależy od corocznych przemarszów karibu, Indianie Chipewyan (Dene) byli ludźmi twardymi, którzy nauczyli się jak przeżyć w ekstremalnych warunkach.
Indianie Chipewyan (Dene) są częścią grupy językowej athapascan, podobnie jak ich sąsiedzi Indianie Beaver, Slave, Yellowknife oraz Dogrib. Nazwa Chipewyan, "spiczaste skóry" została zaczerpnięta z języka Indian Cree i nadana im z powodu stosowanych przez nich "ogonów" wydostających się spod koszuli. Rzeczywiście ta charakterystyczna cecha dała początek fantastycznym opowieściom o półludziach, pół zwierzętach, które zamieszkiwały daleką Północ.Rozmaite figury rzeźbione na palu totemowym były niczym innym jak systemem zapamiętywania pewnych haseł, które odczytywane we właściwej kolejności ożywiały obraz historii. Historię poszczególnej figury odczytywano od góry ku dołowi. Pojedynczy słup mógł reprezentować prostą, krótką opowieść, lub też całą serię wydarzeń w historii czy też legendzie.
Prawdopodobnie najbardziej fascynującą figurą jest Kruk – obdarzony nadnaturalnymi mocami ptak mający, zgodnie z tradycją, olbrzymie znaczenie. Kruk sprowadzał światło za dnia, urządzał jeziora i rzeki oraz z pasją poszukiwał przygód. Był on zdolny do cudownych wyczynów przewyższających moce ludzi i zwierząt. Podróżując dookoła świata zmieniał swą formę, kiedy tylko nadarzała się okazja, i często ukazywał się jako mężczyzna, by ukryć swą tożsamość. By realizować swe palny mógł zmieniać się w kobietę, córkę wodza lub kogokolwiek innego. Kruka można rozpoznać po długim, prostym dziobie. Ten specyficzny znak odróżnia go od reszty ptaków.
Inne ptaki, często opisywane, to: Orzeł, Kormoran, Sowa i Żuraw. Ze zwierząt lądowych były: niedźwiedź, żaba, wilk, wydra. Zwierzęta morskie to n. wieloryb, rekin, foka, lew morski. Okazjonalnie też rzeźbione były motyle, owady i morskie potwory. Podniesiony pysk, ostre zęby i pazur wskazują na wilka. Halibuty i żaby były rzeźbione zazwyczaj bardzo realistycznie, dlatego są łatwe do rozpoznania. Żaba miała szerokie, bezzębne usta, łaski nos i nie posiadała ogona. Bóbr rozpoznawany jest dzięki wielkim siekaczom i kijowi trzymanemu w przednich łapach orz łuskowatemu ogonowi. Jastrząb miał wielki dziób zakrzywiony końcem w kierunku twarzy, podczas gdy orzeł miał również ogromny, zakrzywiony dziób, ale ku dołowi. Niedźwiedź miał wielkie pazury i wielką, uzębioną paszczę a także wysunięty język i duży, okrągły nos.
Owalne elementy, jak oczy lub głowa, symbolizują męstwo i moc, użyte zaś na skrzydłach podkreślają moc lotu a na uszach – zdolność słyszenia i rozumienia; prezentowane natomiast w oku – witalne siły życia.
Chociaż dobór i wycięcie ogromnego, czerwonego drzewa cedrowego i transportowanie go lądem, lub morzem, pokonując znaczne odległości, jak i trud długotrwałego rzeźbienia, były ciężką pracą, to jednak najkosztowniejszym wyczynem było „zasadzenie” takiego kolosa w ziemi. Kiedy słup został ukończony, jego właściciele wystawiali potlach. Goście z pobliskich wiosek byli serdecznie zapraszani by towarzyszyć wymyślnym wydarzeniom i ceremoniom. Podczas potlachu właściciele opowiadali historie, jakie przedstawione były na rzeźbach, poprzez prezentowanie ich w pełnych dramaturgii przedstawieniach z udziałem aktorów odzianych w dziwaczne stroje, którzy grą, tańcem i śpiewem odsłaniali poszczególne fragmenty zapisanej na słupie historii.
Podnoszenie ogromnych słupów wymagało nie lada pomysłowości oraz współpracy gości. Drzewiec pala układany był w głęboko wykopanym rowie, na którego końcu wydrążona była głęboka dziura. Drugi koniec pala stopniowo był wznoszony przy użyciu drewnianych podpór. Lina z cedrowej kory, ścięgien, czy innych naturalnych materiałów, była później przymocowywana do górnego końca. Dzięki racy wszystkich rąk, ciągnących linę, słup wreszcie mógł być postawiony.
Raz wyrzeźbiony, wykończony pal, rzadko podlegał naprawie. Jeśli z jakiegoś powodu właściciele zapragnęli naprawić, lub przenieść swój pal, potrzebowali nająć specjalistów, by wykonali tę pracę. Ponieważ było to drogie i nie przynosiło dodatkowej sławy, Indianie woleli tworzyć nowe słupy.
Właściwe życie ceremonialne Indian Północno- Zachodniego Wybrzeża rozpoczynało się dopiero z nastaniem zim. Czas ten określano jako Tsetsaeqva, czyli okres tajemnic. Wtedy to wystawiano potlacze i organizowano festiwale Tańców Masek, zwanych także Tańcami Cedrowej Kory.
Do najważniejszych tego typu świąt Indian Kwakiutl należały Tańce Szamana i Lao Laxa. Były to ogromne teatralne show, odbywające się w specjalnie wyznaczonym do tego celu domu. Dom taneczny musiał być wystarczająco duży, by mógł pomieścić wielką ilość gości. W domu, w rogach i przy ścianach, umieszczano drewniane ławy, na których zebrani goście wystukiwali rytm pieśni. Drewno na opał tworzyło wielki stos w centrum pomieszczenia. W tylnej części tanecznego domu znajdowały się sypialnie oraz tajne pomieszczenia, które ukryte były za ma wiL.
Ma wiL, był to wielki, drewniany parawan, dekorowany wizerunkiem nadprzyrodzonego ducha, który sprawował opiekę nad odbywającymi się inicjacjami. Najczęściej na środku ma wiL, w miejscu ust potwora znajdował się otwór, przez który wychodzili i wchodzili nowicjusze, by prezentować swoje tańce. Taniec Zjawy na przykład (decydujący taniec inicjacji Hamatsa) wymagałby nowicjusz poddał się cierpieniom w podziemnym świecie. Zniknięcie delikwenta odbywało się na oczach wszystkich zgromadzonych. Autentycznie, stopniowo zapadał się w głąb ziemi, tuż naprzeciw ogniska. Kiedy nie było już go widać, z niższego świata słyszalne były w pomieszczeniu głosy duchów i wydawało się, jakby wydobywały się z płomieni centralnego ogniska. W rzeczywistości delikwent zanurzał się do sekretnie przygotowanej do tego celu piwnicy, natomiast głosy niejakich duchów były iście ludzkimi. Dochodziły do pomieszczenia za pomocą specjalnych komunikacyjnych tub z drążonego drewna, które łączyły oba piętra.
Wielu aktorów ukrywało pęcherze z krwią, które przekłuwali w odpowiednim momencie, by symulować krwawienie. Zdarzało się także często, że nowicjusz posiadał mały nożyk, którego używał do obcinania kawałków skóry z ramion upatrzonej ofiary. Poszkodowanym widzom, wszystkie straty rekompensowała rodzina nowicjusza.
Maski najczęściej były ogromnych rozmiarów, polichromowane i często zaopatrzone w ruchome części, którymi poruszano za pomocą sznurka. Maski dzieliły się na dwa typy: maski reprezentujące ludzi (np. Tsonoqva ? dzika kobieta z lasów, Porządkowi i Hazardziści z tańców Lao Laxa, lub Tancerze Błazny w Tańcach Szamana), oraz maski zwierzęce (wieloryb- morderca, Biała Gęś, dwugłowy wąż). Niektóre z masek nakładane były na całą głowę, inne zaprojektowane były do noszenia na jej czubku. Maski wykonywane były przez wykwalifikowanych artystów. W tworzeniu teatralnego nastroju istotnym elementem były pieśni i dźwięk bębna. Pieśni tworzyli kompozytorzy na podstawie poszczególnych mitów. Chór uczył się ich w sekrecie do momentu premierowej prezentacji, podczas inicjacji. Rytm pieśni wybijany był na bębnie przez prowadzącego. Dodatkowo zgromadzeni rytmicznie uderzali w ławki na których siedzieli, co podgrzewało atmosferę.
U Indian Kwakiutl ceremonia trwała cztery dni i podczas tego czasu goście suto ucztowali i obdarowywani byli przez gospodarza prezentami, których wartość stosowna była do reprezentowanej przez nich rangi.
W całej prawie 300-letniej historii dynastii inkaskiej nie zdarzyło się ani razu, aby tron Syna Słońca został przekazany bezboleśnie. Zawsze przejęciu władzy towarzyszyły: rzezie, przymusowe deportacje i mordy skrytobójcze. Trucizna, sztylet i magia miały w takich okresach pełne ręce roboty. Ten swoisty "dobór naturalny" miał jeden plus: tron po takich czy innych perypetiach wpadał w ręce jednostki, naprawdę wybitnej.
Gdy przeto w roku 1527 w stolicy Ekwadoru, Quito, zmarł na przywleczoną z Meksyku ospę Sapay Inka Huayna Capac noszący groźny przydomek "Olbrzym", to nic dziwnego, że w całym imperium się zagotowało. Wiele ludów, mając plecy przywalone ciężkim żołnierskim sandałem, zaczęło się z wolna prostować, a pretendenci do tronu stanęli do krwawego turnieju. Nieszczęściem było to, że to poszczególne koterie obierały swych kandydatów, a nie oni sami stawali na ich czele. W całym Peru było wyraźnie brak Mocnego Człowieka o silnej, zdecydowanej osobowości. Rozgrywka o władzę zapowiadała się więc na długą i bolesną.
Pierwszą ofiarą bojów padła jedna z trzech równorzędnych żon-sióstr zmarłego Huayna Capaca - Mama Cusirama i jej syn Winen Cuyuchi. Oboje to zmarli nagle "w czasie wycieczki górskiej". Na placu boju pozostały dwie następne żony- siostry; Mama Rahua ze swym synem Inti Cusi Hualpe Huascarem i Mama Runtu z Inką Manko, Paullu i Titi Atauchi. Oprócz tych pań była jeszcze jedna niewiasta, nie uznawana przez Inków za żonę, długoletnia towarzyszka Huayny Capaca (podobno jedyna miłość jego życia), władczyni Quito - Paccha ze swym synem Atahualpą.
Sytuacja była bardzo zawiła. Na dodatek najlepsza armia imperium stała na terenie Ekwadoru. I to właśnie walka o przejęcie kontroli nad tą siłą zbroja zdominowała pierwszy okres interregnum. Po pewnych wahaniach żołnierze poparli Atahualpę, a inkascy oficerowie - Huascara. Sam piękny bastard nie wiedział co robić, ale jego matka w przeciwieństwie do tego pyszałkowatego matołu nie straciła głowy. Wszystkich inkaskich oficerów obdarowała bardzo hojnie i odesłała do Cuzco. Następnie wakujące stanowiska oficerskie obsadziła ludźmi z Ekwadoru, pochodzącymi z jej rodu, albo też awansowała na nie co bardziej zasłużonych żołnierzy. Całą armię podzieliła przezornie na trzy korpusy pod wodzą Quizquiza, Ruminaviego i starego Challcuchimy; nie trzeba dodawać, że sugerowała każdemu z nich, że zostanie głównodowodzącym... jeśli się odznaczy.
Potem księżniczka Paccha porozumiała się z Mamą Rahua; ofiarą tego aliansu padł książę Titi Atauchi, który "zabił się sam nożem w czasie zabawy." W ten drakoński sposób obie panie sparaliżowały działania Mamy Runtu, która w trosce o samą siebie i o los swoich pozostałych dwojga dzieci dała im "wolną rękę". W tym samym czasie z ciała Huayny Capaca sporządzono mumię; orszak żałobny prowadzony przez Mamę Rahua wyruszył do Cuzco. Gdy tylko dotarł na miejsce, przedstawiciele inkaskiej arystokracji, kleru i kół dworskich obwołali Jedynym Inką syna Mamy Rahua - Inti Cusi Hualpę Huascara (przydomek Huascar można tłumaczyć jako łańcuch lub sznur; szczególnie to drugie znaczenie nabierze już wkrótce złowieszczej barwy). W parę dni po koronacji Sapay Inka Huascar kazał powiesić wszystkich dostojników z Quito, którzy towarzyszyli mumii jego ojca w jego ostatniej podróży. Atahualpa nie pozostał dłużny; zagarnął osobisty skarbiec i harem "tatusia". Część młodszych nałożnic zatrzymał dla siebie a reszt oddał na "zabawę" swej gwardii. O dziwo - po tym pokazie siły obie strony nałożyły maski pokojowej obłudy. Huascar panował w Cuzco a Atahualpa rządził Quito.
Pierwszy ruch wykonał teraz Atahualpa; postanowił rozprawić się z krajowcami z wyspy Puna, słusznie uważając, że ich bunt inspiruje siły Pana Gór. Przeprawił się więc na tratwach z balsy na wyspę i... poniósł bezprzykładną klęskę. W czasie panicznej ucieczki został ranny oszczepem w udo a cios topora pozbawił księcia lewego ucha. Od śmierci ocaliło Atahualpę uderzenie oddziałów starego dywizjonera Challcuchimy. Na wieść (oczywiście nieprawdziwą) o śmierci syna, zmarła królowa Paccha. Była to strata niepowetowana, bowiem była to osoba mająca siłę jaguara i szybkość działania ocelota. Inka Huascar miał w owym czasie kłopoty miłosne, bowiem postanowił uczynić swoją żoną księżniczkę Chuqui Urpay, córkę swego wuja Anchese. Było to hoże dziewczę, ale na tym kończyły się jej wszelkie zalety. Mama Rahua sprzeciwiła się temu związkowi. Dla syna szukała żony, która swą osobowością i siłą swego rodu umocni chwiejny tron Huascara. Niestety - Amor zwyciężył i Huascar, przez zręczny podstęp z "gadającą mumią" własnego dziadka Tupaca Yupanqui, został szczęśliwym żonkosiem (po prostu; opiekunowie mumii Yupanquiego przez trzy noce słyszeli głos zza grobu mówiący: "tylko Chuqui Urpay może zostać pierwszą żoną mojego wnuka", zameldowawszy o tym Ince który też oczywiście to usłyszał, a że wola Wielkiego Dziadka była dlań świętą, więc ją wykonał).
I tak to miłosne zauroczenie Jedynego Inki stanęło na drodze do rozprawy z Atahualpą. Minęły nieomal dwa lata kiedy to znów doszło do konfrontacji, zaczęło się niewinnie. W roku 1529 zmarł Chemba, kuraka prowincji Canar nad zatoką Quayaqil. Jego syn zwrócił się o inwestyturę do Cuzco. Atahualpa uznał to za osobistą zniewagę, bowiem ziemie Canarów leżały na "jego terytorium". Na rozkaz "Pana Quito" armia pod wodzą Ruminaviego (doskonałego wodza, ale człowieka o cechach wyraźnie psychopatycznych) zrównała prowincję z ziemią w sensie dosłownym. Wieść o sukcesie uskrzydliła Atahualpę. Przybył on do swoich zwycięskich oddziałów, odebrał dowództwo Ruminaviemu i poprowadził swoich ludzi przeciw idącej na odsiecz Canarii armii imperialnej. Oczywiście - jak zwykle - przegrał i dostał się do niewoli. Gdyby Atahualpę tam ukatrupiono, historia tej części świata byłaby inna. Niestety - tak się nie stało. W nocnym natarciu oddziały Quizquiza odbiły swego władcę. Ta lekcja nauczyła czegoś zakompleksiałego bufona; oddał dowództwo armii quitańskiej trójce swoich wodzów.
A wojna domowa rozpalała się coraz większym płomieniem. Wodzowie Atahualpy zwyciężali; Ruminawi podbił pod Ambato Inkę Atoca; Quizquiz w rejonie Tumipampa pobił Inkę Auqui; Challucuchima zdobył Cajamarkę. Wojska quitańskie były coraz bliżej Cuzco; zajęły kluczową dolinę Jauja. Armia Huanca Anqui osłaniająca stolicę topniała jak śnieg w promieniach Słońca, głównie wskutek dezercji (nikt nie chciał umierać za przegraną sprawę). Doceniając powagę sytuacji, na czele armii odwodowej stanął sam Huascar. Za jego łaskawą zgodą, strażą przednią tych wojsk dowodził Inka Mank, najbardziej uzdolniony wojskowo członek domu panującego. Jak na Inkę, był to człowiek bardzo dobroduszny i ludzki, pozujący trochę na wielkiego protoplastę dynastii, którego imię nosił, bratał się z szeregową arystokracją wojskową i ziemską. Cieszył się też sympatią warstw niższych, które z jego osobą wiązały określone nadzieje na poprawę swego losu. Sprytnie wykorzystując fakt śmierci, i to często w męczarniach, "górali" z rąk ludzi z "nizin", rozniecił straszliwego ducha zemsty w sercach cuzkańskich oddziałów.
Gdy poprowadził je do ataku na przeprawiający się przez rzekę Apurimac quitański korpus Quizquiza, nic nie było w stanie móc ich zatrzymać. Inka Manko odniósł niekwestionowane zwycięstwo. Armia po tylu klęskach upoiła się zwycięstwem, ale nie Sapay Inka Huascar; wiwaty na cześć Inki Manko dały władcy wiele do myślenia... lepiej nie kusić losu... Następnego dnia książę Manko zostaje pozbawiony dowództwa i skierowany do "zaszczytnej" misji do Cuzco; ma przewodzić w obrzędach religijnych na cześć bogów wody, które dały armii imperialnej zwycięstwo. Sytuacja na froncie zdaje się sprzyjać armii Jedynego Inki; patrole cuzkańczyków meldują wciąż to samo: oddziały uzurpatora są w pełnym odwrocie!
Huascar osobiście obejmuje dowództwo; zdaje się "Panu Gór", że wystarczy zadać teraz tylko jeden silny cios, coś jak coup de grăce, aby wojska Atahualpy rozsypały się w proch a całe imperium, od Ekwadoru po Chile, padło na twarz przed potęgą "Syna Słońca", jak to bywało w czasach jego dziada i ojca. Nie wie, że padł ofiarą podstępu; po kilku dniach jego armia wpada w klasyczny "kocioł" i zostaje rozgromiona. Huascar trafia do niewoli.
W tym samym czasie lądują w Tumbez jakieś dwugłowe i sześcionogie bestie (Pizarro). Zwierzęcio-ludzie ogłaszają się sojusznikami Huascara a wrogami Atahualpy. Łączą się z nimi dyszący żądzą zemsty za niedawne rzezie Indianie Canari. Wodzowie Atahualpy, i on sam, nie przejmują się tym zbytnio; od wybrzeża dzieli ich odległość 30 dni marszu, zaś do Cuzco tylko 3 dni. Słusznie uważają, że zajęcie stolicy jest sprawą najważniejszą. Atahualpa, a raczej jego doradcy, sto-suje zasadę kija i marchewki; cały ród Huascara zostaje wyjęty spod prawa, ale reszta Inków może spać spokojnie. Kto wyda członka rodu Jedynego Inki (jeśli jest Inką) dostanie majątek i stanowisko infamisa; a jeśli pochodzi z ludu, zostanie zaliczony do "Inków z Wyboru" i dostanie połowę jego dóbr. Członkowie zaś kast Inków i Curaków administrujący państwowymi majątkami dostaną je na własność, jeśli uznają Atahualpę za swego władcę, jeśli nie - czeka ich i całe rody do których należą eksterminacja.
W tym samym czasie stolica zostaje zajęta przez korpus Quizquiza. Inka Manko stara się rozpaczliwie zorganizować opór na czele około 1000 żołnierzy. Wycofuje się do Ollantatambo (do twierdzy dociera na czele mniej niż 500 ludzi, reszta zdezerterowała w strachu o los pozostawionych na łaskę bezlitosnych oddziałów Atahualpy rodzin). W samym garnizonie okazuje się wkrótce, że dowodzący tam Inkowie, chcą przehandlować głowę młodego wodza za swe majątki i przywileje. Cuzco przeżywa ponury dramat. Trwają dzień i noc egzekucje członków rodu Huascara; wbijanie na pal, obdzieranie żywcem ze skóry czy też rzucanie w przepaść (tak giną głównie dzieci). Zdawało się nie mieć to końca. Challucuchima i Quizquiz na Placu Skargi stawiają wielki, posępny monument przedstawiający Atahualpę jako Titi Capaca - Władcę Świata. Inkowie, którzy narazili się czymś nowemu władcy, są tam tłumnie spędzani, obcina się im na urągowisko rzęsy i brwi a potem muszą na klęczkach zdmuchiwać je przez całe miasto w stronę Cajamarki, siedziby Atahualpy, zdobywcy krwawego tronu.
Sytuacja zmienia się jednak jak w kalejdoskopie. Inka Manko, opierając się na osadnikach wojskowych osadzonych na granicach "gorących lasów", i na walecznych plemionach Campa, organizuje mała, ale bitną i mobilną armię. Ogłasza się namiestnikiem Jedynego Inki, ale nikt nie wie o którego tu chodzi i dobrym ludziom od tych wydarzeń mętnieją umysły. Ale dziejowe namezis nie daje się zatrzymać: 16 listopada 1532 roku w Cajamarca ex-świniopas Pizarro, na czele 200 ludzi, bierze do niewoli Syna Słońca Atahualpę. W ciągu kilku chwil "Pan Quito" mógłby odzyskać wolność, gdyby jego wódz Ruminawi, stojący na czele 5-cio tysięcznej "dywizji" wyruszył swemu panu na odsiecz. Ale ten nie ma na to chęci, bowiem sam postanawia zostać królem Quito bez zwierzchnictwa Inków. Żołnierze popierają swego wodza w tym pomyśle. Od-działy następnego quitańskiego wodza, Challucuchima, sformowane z byłych wojaków Huascara rozsypują się jak gliniany garnek kopnięty butem na wieść o aresztowaniu Atahualpy. Ostatnią nadzieją ratunku dla uzurpatora był silny korpus Quizquiza, ale ten rozproszył się, kiedy jego wódz poległ w drobnej potyczce z oddziałami Inki Manko.
Między grudniem a lipcem 1533 roku w państwie Czterech Stron Świata było aż czterech władców: Ruminawi kontrolował Ekwador, Pizarro i jego jeniec Atahualpa kontrolowali dolinę Jauja i pas ziem ciągnących się aż do wybrzeża w Tumbez, więzień Atahualpy, Huascar przebywający gdzieś w więzieniu posiadał dzięki swym wiernym wodzom część Boliwii i północnego Chile, a Inka Manko panował w rejonie Vitcos i wschodniej granicy leśnej. Ale już w czerwcu 1533 roku nastąpiły zasadnicze zmiany; Huascar został stracony na rozkaz Atahualpy; tego ostatniego zamordowali Hisz- panie (przez uduszenie) po parodii procesu i mimo dostarczeniu fantastycznego okupu 60 m3 wyrobów ze złota i 83 m3 precjozów ze srebra!!! Ruminawi borykał się z buntem poddanych zrażonych jego okrucieństwem a ponadto był zagrożony interwencją silnej, 300 osobowej ekspedycji hiszpańskiej pod wodzą Sebastiana Belalcazara; dni jego ponownie były już podliczone. Na placu boju pozostał teraz Pizarro i Inka Manko. Kołowrót walki o "krwawy Tron Słońca" nie ustawał, zmieniali się tylko aktorzy, krajowcy powoli odchodzili w cień, zaczynał się czas białych cudzoziemców.
Idź do góry | Wróć do WABENO | Wróć do strony głównej |