Iza na tropie konia


Iza na tropie konia - Listy i zdjęcia z USA - czerwiec - październik 2004



Poniedziałek, 21 czerwca 2004, 22:42 W sklepie - fot. Co. Iza Nawrocka

Jestem w stanie Colorado, w miejscowości Mancos a dokładnie pracuje na Lake Mancos Ranch, które znajduje się na wysokości 8000 stóp w Górach Skalistych.
Przepiękna okolica!! Colorado jest przepiękne :)
Najwięcej tu Indian Nawaho oraz Anasazi, którzy mają swój rezerwat w Mesa Verde National Park - niedaleko Manco - jeszcze tam nie byłam ale na pewno się wybiorę.
Często odbywają się tu pow wow - w Cortez i Durango, będę chciała się wybrać nie raz, ale szykuje się na te największe pow wow w Stanach w Albuquerque - prawdopodobnie we wrześniu.
To na pewno będzie coś!
Nie mam na razie za wiele czasu na zwiedzanie rezerwatów ze względu na pracę, ale na pewno wybiorę się do najbliższych rezerwatów - USA jest ogromne - potrzebuje zebrać jak najwięcej informacji do pracy magisterskiej "Rola i znaczenie konia w życiu Indian Ameryki Północnej".
Na ranczo znajduje się około 70 koni-w tym kilka koni Appaloosa (od Indian Nez Perce), większość to Quarter Horses, ale są i Rocky Mountain Horses oraz konie wykupione z rezerwatów indiańskich - i te są najpiękniejsze - nieduże, ale za to odważne, zwinne w najtrudniejszym górskim terenie i przeróżnie umaszczone.
Niedawno byłam na pierwszym swoim rodeo wkrótce wybiorę się na pierwsze pow wow - nie mogę się doczekać!!
Szkoda tylko, że nie będę na zlocie: (ale na pewno za rok - razem z Sunka Wakan w nowym rzędzie westernowym, na który właśnie pracuje :).
Pozdrawiam gorąco wszystkich!


Czwartek, 24 Czerwca 2004, 19:14 Ciekawe siodło - fot. Co. Iza Nawrocka

Pakując się na ten wyjazd pierwsze, co skompletowałam, to nieduży album ze zdjęciami - rodzina, przyjaciele, ukochane zwierzaki i oczywiście zloty!
Wybrałam najładniejsze zdjęcia spośród swojej kolekcji - zdjęcie Sat-Okha, pow wow, przyjaciele, tipi i wschód słońca :).
Nie ma dnia bym nie przeglądała tego albumu tutaj.
Na ranczo pracują ludzie w wieku 18-24 lat. Jestem tu wiec jedna ze starszych osób a pracowników ogółem jest 30, nie licząc szefostwa.
Wszyscy są jednakowo zdumieni, jak ja - Polka mieszkająca gdzieś tam w Europie mogę się interesować kultura Indian ?!
W dodatku to nie do końca mi wierzą, że jestem rodowitą Polką ze względu na długie czarne włosy, brązowe oczy i śniadą cerę. Czasem wołają na mnie "Nawaho girl"- cóż uwielbiam turkusy :).
Wszystko jest tu dla mnie takie nowe, wszystko mnie cieszy i zadziwia. To, co dla nich, Amerykanów, jest normalne to dla mnie jest zdumiewająco piękne. Nie potrafią tego zrozumieć i to mnie trochę smuci.
Nie lubię wybierać się ze znajomymi z rancza na zakupy, bo nic przez nich nie mogę spokojnie obejrzeć. Cały czas mnie poganiają (:.
Gdyby ktoś zapytał mnie, co chciałabym przywieźć ze sobą stąd jako pamiątkę, nie potrafiłabym odpowiedzieć, bo podoba mi się i bębenek z pięknie namalowanym koniem i pled Nawahów i siodło westernowe - przepiękne siodło westernowe zdobione turkusami i srebrem - w sklepie z siodłami Indian Nawaho!!
W Durango Indianie Nawaho maja właśnie taki sklep z siodłami a jednocześnie pracownie, gdzie siodła są robione na oczach klientów i turystów - siodła są przepiękne i bardzo drogie. Biżuteria indiańska...nie wiadomo co oglądać...:) :) :).
Gdybym tylko mogła to przywiozłabym każdemu kawałek tej indiańskiej Ameryki. A może ktoś ma pomysł jak to mogę zrobić?
Zostawię swój adres rancza, na którym będę do 5 października, bo moja skrzynka pocztowa cierpi na brak listów (:

IZABELA NAWROCKA
LAKE MANCOS RANCH
42688 COUNTY ROAD N
MANCOS, COLORADO 81328
USA

Tel. dla pracowników: 970-533-1483 (+ kierunkowy na USA - nie pamiętam).
Będę kończyć, bo obowiązki wzywają, ale wkrótce się odezwę, bo jest co opowiadać, chociażby to jak Indianin Nawaho zagadał do mnie po indiańsku :), albo ile tu dzikiej zwierzyny i... niedźwiedzi :).


Piątek, 25 czerwca 2004, 15:50 Na szlaku - fot. Co. Iza Nawrocka

Dziś minęły dokładnie 4 tygodnie jak jestem na ranczo. Ale ten czas leci...
Gdy tylko mam wolne lub przerwę popołudniową między pracą to wybieram się konno w góry.
Nigdy wcześniej nie jeździłam konno w górach i to w takich górach - ogromnych i skalistych. Są tu najróżniejsze szlaki górskie, które maja swoje nazwy jak np. Golconda, Chicken Creek, Deer Lick, Big Pasture... a co ciekawe to takie właśnie nazwy maja domki dla gości!
Szlaki są o różnym stopniu trudności, jednak żadnego szlaku nie nazwałabym łatwym.
Gdy się jedzie konno zboczem góry, a od patrzenia w dół kręci się w głowie i pocą ręce to lepiej puścić wodze i bezgranicznie zaufać końskiemu towarzyszowi. Konie, które są na ranczo mają niesamowicie wytrzymałe kopyta i nogi! Rzadko kiedy się zdarza żeby doszło do jakiegoś urazu.
Podczas tych 4 tygodni nie było żadnych kontuzji tylko raz jeden z koni zgubił podkowę! Konie te są wytrzymale i zahartowane; okrągły rok ich domem jest pastwisko :)
Moim ulubieńcem jest Cody - nieduży koń o ogromnym sercu - indiańskim sercu!!
Odważny, szybki, zwinny i ostrożny. Kilka lat temu ranczo wykupiło go z rezerwatu Nawahów.
Podczas jazdy nie da się nie podziwiać motyli ogromnych jak dłoń i... kolibrów - malusieńkich ptaszków szybkich niczym błyskawica. A to, ze spotyka się mnóstwo jeleni, jest na porządku dziennym, a co ciekawe to wcale nie są takie dzikie :).
No i co mi się naprawdę podoba to zakaz polowań. Czasem tylko trzeba przegonić stado krów, które właśnie wygodnie rozłożyło się na szlaku...


27 Czerwca 2004, 23:31 Tipi w skałach - fot. Co. Iza Nawrocka

Dwa tygodnie temu byłam na tzw. ALL DAY RIDE - czyli całodniowym rajdzie konnym.
Nie da się opisać tych przepięknych widoków, można próbować uwiecznić je na zdjęciach. Tak wiec robiłam zdjęcia... i udało mi się... a jedno w szczególności!
Cody, koń na którym jechałam, spłoszył się podczas galopu, a przyczyną było...TIPI ROZBITE MIĘDZY SKAŁAMI - niesamowite! Szkoda, że nie było właściciela tipi w pobliżu: (ale za to mam zdjęcie i chętnie je prześlę).


30 Czerwca 2004 07:35 Iza na ranczo - fot. Co. Iza Nawrocka

Jak trafiłam do USA...
To było niemal półtora roku temu w lutym...
Pamiętam, że to wtedy zdecydowałam, że chce wreszcie spełnić swoje marzenie - wyjazd do USA, do kraju Indian i koni...
Moje największe pasje + wyjazd = szczęście :). Tak bym to najkrócej ujęła.
Wyjazd planowałam na czerwiec 2004 wiec miałam trochę czasu. Zaczęłam od przeglądu ofert dla studentów w rożnych biurach, które zajmowały się tego typu wyjazdami.
Ostatecznie wybrałam CAUSA (organizacja ta ma swoje biura w całej Europie, a w Polsce są dwa w Poznaniu i w Warszawie).
CAUSA - czyli Camp Counselors USA - wyjazdy opiekunów obozów dla dzieci w USA.
Ale prócz programu CAUSA jest jeszcze jeden program zwany WEUSA - czyli Work Experience USA - a wiec wyjazd do legalnej pracy do USA na minimum 3 miesiące do 4 pełnych miesięcy maksimum.
Lepiej opłacalny jest wyjazd w programie WEUSA, zwłaszcza jak się dostanie dobrze płatną pracę. Ale trzeba zapłacić za ten program więcej.
Wybrałam WEUSA, bo wiedziałam, że chce pracować, a co więcej chce znaleźć prace... na ranczo!! Tak wiec w grudniu 2003 zaczęłam szukać pracy, a jedynym źródłem był... Internet!
Zaczęły się długie noce dla mnie, jako że np. miedzy Nowym Yorkiem a Polską jest 6 godzin różnicy w czasie - tzn. w Polsce jest 6 godzin do przodu.
Ja jestem w Colorado więc różnica czasu jest większa - 8 godzin.
Pracy szukałam ponad miesiąc. Wysyłałam uparcie swoje CV, referencje od wcześniejszych pracodawców (bez tego się nie da tu w USA znaleźć pracy), osiągnięcia, zaświadczenia z uczelni i z biura z którego jadę - wszystko po angielsku oczywiście, ufff to był naprawdę ciężki czas.
Amerykanie są bardzo wymagający, zadają setki pytań... a rancz w USA tez jest kilkaset wiec odpisywanie każdemu zajęło mi prawie dwa miesiące, aż wreszcie zaczęły przychodzić konkretne oferty :)
Tak więc miałam do wyboru jakieś 10 rancz w kilku rożnych stanach. Od początku upatrzyłam sobie jedno ranczo, w przepięknym Colorado, które wciąż zwlekało z odpowiedzią...
Miałam już kilka innych gotowych miejsc pracy, wystarczyło podpisać kontrakt, ale coś mi mówiło żeby poczekać jeszcze kilka dni.
Tak więc ostatecznie dostałam prace na upragnionym Lake Mancos Ranch, jednym z większych rancz gościnnych. Kontrakt podpisaliśmy 15 stycznia 2004.
Wracając do organizacji CCUSA. W programie WEUSA są dwie opcje :
1) placement - gdy decydujesz się na to, że biuro szuka Ci pracy (i prawdopodobnie Ci ją znajdzie w jakimś hotelu czy restauracji)
2) independent - czyli sam szukasz sobie pracy - i tą opcje ja wybrałam. Cieszę się, że mi się udało, bo na ogoł tą opcje wybierają studenci, którzy wyjeżdżają po raz drugi czy któryś z kolei.
By pracować na Lake Mancos Ranch musiałam skończyć rok akademicki miesiąc wcześniej, tak wiec nie było mi łatwo. Zgodę dziekana dostałam, ale musiałam ja jeszcze przetłumaczyć na angielski i wysłać do głównej siedziby CCUSA w Californii.
Rok akademicki skończyłam 21 maja i to z najwyższą możliwą średnią ocen :) a 25 maja już leciałam do USA.
Jeśli ktoś z Was stara się o wyjazd do USA w podobny sposób jak zrobiłam to ja, to radzę zacząć jak najwcześniej, bo formalności jest po prostu kosmicznie dużo. A wizę dostałam dosłownie 5 dni przed wylotem!!!
No i znajomość języka, bo oprócz tego, że trzeba przejść rozmowę kwalifikacyjną z Amerykaninem, to jeszcze sprawdzają czy oby na pewno mówisz dobrze po angielsku w konsulacie!
Droga do spełniania marzeń jest długa, ale realna, bo ja tu jestem, choć czasem miałam chwile zwątpienia, że się nie uda.
Obiecuje dzielić się z Wami wszelkimi wrażeniami na mojej indiańsko-końskiej ścieżce póki tutaj będę, a więc do października.
Wspominałam o mailach i listach... lubię pisać ale jeszcze bardziej czytać :).
Dla tych, którzy maja gadu-gadu: zainstalowałam GG w komputerze na ranczo, z którego korzystam.
Moj numer GG: 2231451
Przypominam tylko o 8 godzinnej różnicy czasu. Najczęściej jestem na GG w godzinach 15:00 - 17:00 u mnie, a więc o 23:00 -1:00 w Polsce.
Mój e-mail: izabelanawrocka@yahoo.com


4 Lipca 2004, 22:28 Navajocop - fot. Co. Iza Nawrocka

Dziś 4 lipca - święto niepodległości w USA - wszędzie mnóstwo flag amerykańskich, pochody, festyny, a wieczorem we wszystkich większych i mniejszych miastach USA fajerwerki, w Mancos również, tak więc wieczór mam już zaplanowany.
W sumie to nie o tym chce napisać a o wczorajszym dniu...
W sobotę (wczoraj) tuż po pracy, razem z Angelą (starsza pani, Angielka mieszkająca w USA ponad 40 lat, moją przyjaciółką...) oraz Editą - Rosjanką która przyjechała na ranczo dwa dni temu, do pracy, wybrałyśmy się na długą wycieczkę.
To była propozycja Angeli, która rozumie moje zainteresowanie kulturą Native Americans.
Zaplanowała więc wszystko dokładnie i sprawiła mi naprawdę ogromną radość.
Wyruszyłyśmy przed 14:00 a już o 15:00 byłyśmy w FOUR CORNERS - to jedyne miejsce w USA gdzie stykają się granice czterech stanów - Colorado, Utah, Arizona, New Mexico. W dodatku owa granica tych stanów położona jest na ziemi Indian Navajo. Miejsce to położone pośród Gór Skalistych, jest atrakcją turystyczną. Wszyscy robią sobie tam zdjęcia, gdyż w końcu znajdujemy się w czterech stanach na raz :).
Four Corners znajduje się "w rękach" Indian Navajo; to oni zajmują się tą atrakcją turystyczną. Mają swoje stoiska z biżuterią indiańską, koszulkami i tysiącem innych pamiątek a także... FRYBREAD - który można jeść, z czym tylko się zechce. Nie odmówiłam sobie tej przyjemności i rzeczywiście frybread smakuje wyśmienicie.
Rozmawiałam z kilkoma Indianami - starszą panią, bardzo małomówną (czułam że traktuje mnie "z góry") i młodym chłopcem - bardzo uprzejmym, który naprawdę zna swoją kulturę i chętnie nam odpowiadał na pytania. Gdy podziękowałam za rozmowę, odpowiedział "MY FATHER IS A MEDICINEMAN, on nauczył mnie wszystkiego."
W tym chłopcu było rzeczywiście to coś, czego szukałam, ta prawdziwa indiańskość, pomimo, że miał jakieś 14 lat.
Trzecią osobą był mężczyzna w średnim wieku, który zainteresował się moim chokerem, a gdy mu powiedziałam, że zrobiłam go sama to nie mógł uwierzyć. Opowiedziałam mu o PRPI, SAT-OKHu, polskich indianistach i zlotach... Zdziwienie malowało się na jego twarzy i za każdym razem odpowiadał tylko: "REALLY?", nic ponadto nie powiedział, nie wyraził swojej opinii, nic...
Czy to znaczy, że łatwiej jest porozumieć się z młodszym pokoleniem Indian Navajo? Czy można na nich liczyć w rozpowszechnianiu i pielęgnowaniu tej pięknej kultury?
Nie wiem... na pewno tak, gdy któryś z rodziców jest medicineman lub medicinewoman...
Po 16:00 ruszyłyśmy do Kayenta - to stolica rezerwatu Indian Navajo (Arizona). Koło 19:00 byłyśmy na miejscu. Rezerwat ogromny, gdzie niegdzie na pustkowiu lub u podnóża skał, nieduży domek lub przyczepa, w której mieszkają Navajo.
W samym Kayenta kilka uliczek, wszędzie te same duże przyczepy, lub nieduże domy, obok których niemal zawsze dobrej marki samochód. Na ulicach pusto, żadnych ludzi a to dlatego, że to długi weekend ze względu na dzisiejsze święto niepodległości i z tej okazji - RODEO - tam byli chyba wszyscy mieszkańcy Kayenta.
Pojechałyśmy tam by zobaczyć indiańskie rodeo i... byłyśmy jedynymi białymi na tym rodeo. Jednak nikt na nas nie zwracał za bardzo uwagi, nikt nie zaczepiał. Zajęłyśmy naprawdę dobre miejsca, widok był wspaniały, zrobiłam trochę zdjęć. Udało mi się nawet zrobić zdjęcie z policjantem Indian Navajo, jako że był bardzo przyjacielsko nastawiony.
Navajo Indian Reservation ma własnego prezydenta, własne władze, które pilnują porządku, mają własne prawo i są niezależni od białych na terenie rezerwatu. Niewiele udało mi się jednak zebrać informacji do pracy magisterskiej, tyle tylko, że Navajo w rezerwacie preferują konie rasy Quarter Horse, a to głównie ze względu na to, że to konie, które najlepiej spisują się na rodeo. Nie mają żadnych dużych hodowli, które byłyby nastawione na sprzedaż, nie prowadzą żadnych statystyk tak wiec trudno określić liczebność koni w rezerwacie.
W Kayenta Indianie Navajo mają jeden naprawdę duży pawilon handlowy, gdzie jednak większość sklepików była pozamykana, a także... Mc Donald's...
Na wtorek planujemy z Angelą pojechać do New Mexico, do APACHE INDIAN RESERVATION. A powwow w Cortez prawdopodobnie obejrzymy w przyszłą sobotę.
Niestety największe powwow w USA odbyło się w tym roku w kwietniu, nie będzie powtórki jesienią (:. Szkoda, ale prócz Cortez wybiorę się na pewno na powwow w Ignacio.
Do przeczytania wkrótce.


8 Lipca 2004 15:00

Cortez Cultural Center - Zamiast powwow obejrzałam outdoor drama - "Black Shawl" by Sharon French.
Nie wiedziałam, że we wtorki wieczorem jest inny program.
Tak więc na powwow będę mogła pojechać za jakieś 2 i pół tygodnia (ze względu na prace i program wieczorny w Cortez Cultural Center).
Sharon French, Black Shawl, Sarah Mara-Boots - to ta sama osoba - w połowie Navajo i w połowie Paiute - wychowana przez białych osadników po tym jak zabito jej rodziców. Na przedstawieniu opowiada historię swego życia. Nie mam zdjęć, bo nie wolno było ich robić.


8 Lipca 2004 23:19

Fotki ulic rezerwatu Navajo w Kayenta.
Ulice w Kayenta  - fot. Co. Iza Nawrocka Ulice w Kayenta -  fot. Co. Iza Nawrocka Ulice w Kayenta -  fot. Co. Iza Nawrocka



16 lipca 2004 22:05

Witam.
Nie pisałam, bo mam sporo pracy ostatnio, a i niewiele się działo.
We wtorek pojechałam z Angelą do Aztec - to nazwa miejscowości - by zwiedzić Aztec Ruins.
Nazwa tych ruin pochodzi od nazwy miasteczka (w przyszłym tygodniu wyślę zdjęcia bo są jeszcze w aparacie).
Te ruiny były niegdyś siedzibą Indian Pueblo, Anasazi i Hopi. Trudno to wszystko opisać, to trzeba zobaczyć. Wyślę więc zdjęcia jak najszybciej.
W przyszłym tygodniu wyślę również legendę o Sleeping Mountain Ute, mam już ją przetłumaczoną, ale wyślę razem ze zdjęciem - jako całość.
Być może wrócę tu w przyszłym roku, szefowie chcą bym wróciła, a ja zresztą zakochałam się w Colorado. Wtedy bym pracowała wyłącznie jako wranglera wiec konie, konie, konie...
Niedawno pożyczyłam z biblioteki ciekawa książkę - "They sang for horses" - o roli konia w życiu Indian Navajo i Apache. Przyda mi się do pracy magisterskiej. Mogę przetłumaczyć co ciekawsze fragmenty i również przesłać :)


16 Lipca 2004 23:23 Budynek na tle skał - fot. Co. Iza Nawrocka


Zastanawiałam się co to mogło kiedyś być - mam na myśli budynek ze zdjęcia na tle skał - wydaje mi się, że to mogła być szkoła, albo ewentualnie jakiś większy sklep z pamiątkami gdyż w sumie znajduje się koło drogi.




19 lipca 2004 19:35

Kilka dni temu Angela zaprosiła mnie do siebie na weekend gdyż robi przyjęcie urodzinowe dla swojego syna.
Tak wiec wybrałam się wczoraj. Było wspaniale, rodzinnie...
Wieczorem usiedliśmy wszyscy przy ognisku, usłyszałam flet, potem bębenek... Niesamowita atmosfera.
Jeden z synów Angeli ma kilku indiańskich dobrych przyjaciół, którzy wiele go nauczyli. Między innymi jak robić DRUM BEATERS!
Johnattan przyszykował materiały na wykonanie 11 drum beaters - 1 komplet dostałam ja :)
Uchwyt stanowi środek kaktusa - wygląda jak gruba gałąź z otworkami wewnątrz - gdzie właśnie w te otworki mocowaliśmy kawałki turkusa. Do tego dobra jelenia skora - wcześniej namoczona.
Wykonanie drum beater zajęło koło godziny - ale uchwyty już były przyszykowane. Wspaniale doświadczenie :)
Teraz wreszcie mam własny bębenek - kupiony w sklepie Indian Navajo - z pięknie namalowanym koniem i własnoręcznie wykonany drum beaters :)
W przyszłą sobotę planowałam pojechać wreszcie na powwow, ale być może znowu się przesunie, gdyż w weekend są Mancos DAYS i właśnie w sobotę odbywa się parada konna, w której uczestniczy Lake Mancos Ranch.
Jak nie w sobotę to na pewno wkrótce wybiorę się na powwow.


1 sierpnia 2004 20:18 Hogan  - fot. Co. Iza Nawrocka

Wczoraj świętowałam trochę bo miałam urodziny. Jestem w Aztec u znajomych (New Mexico).
Wczoraj była pełnia księżyca, wybraliśmy się wiec do Aztec Ruins by zobaczyć jak światło księżyca przechodzi przez okna Great Kiva - po prostu wow!!
Jestem przekonana, ze Anasazi właśnie dlatego w ten sposób zbudowali Great Kiva.
W prezencie od znajomych dostałam kawałek naczynia (niegdyś używanego przez Anasazi, znalezionego przez archeologów) mający 1000 lat!
Kolejny tydzień będzie pracowity bo dużo gości. Koniec sierpnia i wrzesień będzie lżejszy.


6 sierpnia 2004 00:21 Sleeping Mountain Ute - fot. Co. Iza Nawrocka

Sleeping Mountain Ute - Góra Śpiącego Ute jest widoczna na południowo - zachodnim horyzoncie Cortez i Mesa Verde.
Góra ta wygląda jak śpiący Indianin w pióropuszu. Ręce ma złożone na klatce piersiowej, nogi wyprostowane.
Pierwsi Indianie Ute mieli legendę o tych dziwnych górach, które wzniosły się na ich ziemi.
Dawno temu Góra Śpiącego Ute była wspaniałym bogiem - wojownikiem. Przyszedł by pomoc w walce ze złem - z diabłem, który powodował wiele kłopotów i problemów. Rozpoczęła się wiec bitwa dobra ze złem. Kroczyli ciężko w walce a popychając siebie nawzajem przesuwali stopami ziemie tworząc góry. W taki oto sposób ukształtował się tutejszy teren - Góry Skaliste. Waleczny bóg został ranny w walce wiec położył się by odpocząć i głęboko zasnął. Jego krew zmieniła się w wodę, którą piły wszystkie żyjące istoty od tamtej pory.
Waleczny bóg czasem zmienia swój koc. Gdy zmienia go na jasno zielony to znaczy, że nadchodzi wiosna. Ciemno zielony - to lato, żółty i czerwony - jesień, a biały - zima.
Indianie wierzą, że gdy chmury przykrywają najwyższy szczyt to wówczas śpiący bóg jest zadowolony ze swoich ludzi - gdyż pozwolił deszczowym chmurom wyślizgnąć się z jego kieszeni a klimat tutaj jest bardzo pustynny, rzadko kiedy pada deszcz).
Indianie Ute wierzą także, że wielki waleczny bóg powstanie raz jeszcze by pomoc swoim ludziom w walce z wrogiem.
Dziś Góra Śpiącego Ute jest pomocna do układania prognozy pogody dla tego regionu (południowo-zachodnie Colorado).


9 sierpnia 2004 19:16

Podsyłam kolejne zdjęcia zrobione na trasie Mancos-Cortez, tuż przy sklepie Indian Navajo (tam kupiłam bębenek:) i pled dla Sunka Wakan).:
Cortez Cultural Center  - fot. Co. Iza Nawrocka Te strzały widać już naprawdę z dużej odległoœci -  fot. Co. Iza Nawrocka Cortez Cultural Center - fot. Co. Iza Nawrocka Cortez Cultural Center - fot. Co. Iza Nawrocka



9 sierpnia 2004 19:26

Zdjecia z Mesa-Indian Trading Company&Galllery
To duzy sklep, gdzie samych bębenkow jest ponad 30. Wysyłam kilka zdjęć z tego sklepu.
Trading Company&Galllery  - fot. Co. Iza Nawrocka Trading Company&Galllery -  fot. Co. Iza Nawrocka Trading Company&Galllery -  fot. Co. Iza Nawrocka Trading Company&Galllery -  fot. Co. Iza Nawrocka



9 sierpnia 2004 19:32

Aztec Ruins National Monument:
- pierwsze zdjęcie to ruiny
- drugie zdjęcie to Great Kiva - gdzie mogłam obserwować pelnię Ksieżyca:)
Tam odbywały się wszelkie zebrania, ceremonie
- trzecie foto to autentyczna, antyczna, majaca ponad 1000 lat drabina - w muzeum Aztec Ruins
Aztec Ruins  - fot. Co. Iza Nawrocka Great Kiva -  fot. Co. Iza Nawrocka 1000-letnia drabina-  fot. Co. Iza Nawrocka
Muzeum Aztec Ruins  - fot. Co. Iza Nawrocka Muzeum Aztec Ruins -  fot. Co. Iza Nawrocka Muzeum Aztec Ruins -  fot. Co. Iza Nawrocka Muzeum Aztec Ruins -  fot. Co. Iza Nawrocka
Muzeum Aztec Ruins  - fot. Co. Iza Nawrocka Muzeum Aztec Ruins -  fot. Co. Iza Nawrocka Muzeum Aztec Ruins -  fot. Co. Iza Nawrocka Muzeum Aztec Ruins -  fot. Co. Iza Nawrocka



2 września 2004 23:34

Byłam wczoraj w Mesa Verde...
Wciąż jestem pod wrażeniem:)
Od głównego wejścia Mesa Verde jedzie się pod górkę 20 mil !!!
Plemiona Pueblo mieszkały tam więc na wysokości 10 000 stóp.
Niesamowite widoki.
Pozdrawiam serdecznie.

Mesa Verde  - fot. Co. Iza Nawrocka Iza w Mesa Verde -  fot. Co. Iza Nawrocka Mesa Verde -  fot. Co. Iza Nawrocka
Mesa Verde  - fot. Co. Iza Nawrocka Mesa Verde -  fot. Co. Iza Nawrocka Mesa Verde -  fot. Co. Iza Nawrocka



14 września 2004 23:42

Pow Wow odbyło się w dniach 4 i 5 września w Farmington Civic Center.
Najwięcej było tancerzy Navajo i Ute ale byli także tancerze z innych plemion - np. Pawnee.
4 września zdążyłam jedynie na Grand Entry (pracuje w soboty połowę dnia) i jak na ironię zapomniałam w pośpiechu aparatu.
Poza tym rownocześnie z zakończeniem Pow Wow na ten dzień pogorszyła się pogoda.
Kolejnego dnia Grand Opening odbyło się podobnie jak w sobotę o godzinie 13:00 (tyle, że pogoda dopisała :) ) ,a że znajomy z którym byłam jak na zlość pracował w niedzielę od 14:00 (park ranger-w Aztec Ruins), to niestety zdążyłam jedynie zobaczyć początek i narobić trochę zdjęć.
No niestety w Stanach bez samochodu nie da się przeżyć.
Tak więc w wielu sytuacjach jestem zależna od znajomych tutaj.
I tak robię wycieczki rowerem by skorzystać z komputera w bibliotece w Mancos, ale wspiąć się na wysokość 8000 stóp jest o wiele trudniej niż zjechac z górki. Zwłaszcza gdy się ma tylko 3 godziny na to wszystko, a do biblioteki jest jakieś 6 mil.
Tak wlaśnie działam teraz.
Więc opisuję to co zdążyłam zobaczyć w ciągu tej zaledwie niecałej godziny w Farmington.
Możecie nie wierzyć ale pomimo, że uwielbiam i pasjonuję się kulturą Indian, a sama czułam się jak w domu to czasem Native Americans patrzą na Ciebie z góry.
Zwłaszcza gdy Cię nie znają i jesteś jedynym "białym" na Pow Wow.
Tak było w moim wypadku.
Dlatego może bardziej podobało mi się na Pow Wow w Towac, atmosfera zdawała się być bardziej przyjazna:)
Ehh.... opisuję tylko moje odczucia.
Pozdrawiam serdecznie.

Pow Wow w Farmington Civic Center  - fot. Co. Iza Nawrocka Pow Wow w Farmington Civic Center -  fot. Co. Iza Nawrocka Pow Wow w Farmington Civic Center - fot. Co. Iza Nawrocka Pow Wow w Farmington Civic Center - fot. Co. Iza Nawrocka
Pow Wow w Farmington Civic Center  - fot. Co. Iza Nawrocka Pow Wow w Farmington Civic Center -  fot. Co. Iza Nawrocka Pow Wow w Farmington Civic Center -  fot. Co. Iza Nawrocka
Pow Wow w Farmington Civic Center  - fot. Co. Iza Nawrocka Iza z tancerzem tradycyjnym  -  fot. Co. Iza Nawrocka Pow Wow w Farmington Civic Center - fot. Co. Iza Nawrocka Pow Wow w Farmington Civic Center - fot. Co. Iza Nawrocka
Pow Wow w Farmington Civic Center  - fot. Co. Iza Nawrocka Pow Wow w Farmington Civic Center -  fot. Co. Iza Nawrocka Pow Wow w Farmington Civic Center - fot. Co. Iza Nawrocka Pow Wow w Farmington Civic Center - fot. Co. Iza Nawrocka
Pow Wow w Farmington Civic Center  - fot. Co. Iza Nawrocka Pow Wow w Farmington Civic Center -  fot. Co. Iza Nawrocka Pow Wow w Farmington Civic Center - fot. Co. Iza Nawrocka Pow Wow w Farmington Civic Center - fot. Co. Iza Nawrocka
Grand Entry  - fot. Co. Iza Nawrocka Grand Entry -  fot. Co. Iza Nawrocka Grand Entry - fot. Co. Iza Nawrocka Grand Entry - fot. Co. Iza Nawrocka
Grand Entry  - fot. Co. Iza Nawrocka Grand Entry -  fot. Co. Iza Nawrocka Grand Entry - fot. Co. Iza Nawrocka Grand Entry - fot. Co. Iza Nawrocka



15 września 2004 00:12

Towac, 10-12 września 2004 Ute Mountain Pow Wow.
Pow Wow zorganizowane zostało przez Ute Mountain Casino po raz pierwszy.
Udział wzięło ponad 100 tancerzy z różnych plemion oraz ponad 10 zespołów pieśniarzy m.in. Black Bull Junior's z którymi nawiązałam bezpośredni kontakt.
Byli zaskoczeni ale i zafascynowani moimi opowiadaniami o polskich indianistach a jak wspomniałam o Huu-Ska Luta i Maka Sapa to nie mogli uwierzyć.
W grudniu Roger, jeden z członków zespołu wraz z rodziną (ojciec jego jest jednym z wodzów) wybierają się do Europy m.in. do Niemiec, gdzie będą opowiadać o swej kulturze.
Dostałam zaproszenie:) i mam nadzieję, że kontakt się utrzyma.
Pogoda była przepiękna, malownicza okolica, niesamowity klimat i bardzo dobra organizacja imprezy...
Cóż więcej trzeba ?
Żałuję, że nie mam kamery video, zdjęcia to za mało.
Po tym wszystkim kręci mnie by zrobić strój do Pow Wow ale jaki to narazie nie zdradzę ;)
Pozdrawiam :)
Iza

Ute Mountain Pow Wow  - fot. Co. Iza Nawrocka FLAGA Ute Mountain Pow Wow -  fot. Co. Iza Nawrocka
Grand Entry  - fot. Co. Iza Nawrocka Grand Entry -  fot. Co. Iza Nawrocka Grand Entry - fot. Co. Iza Nawrocka Grand Entry - fot. Co. Iza Nawrocka
Grand Entry  - fot. Co. Iza Nawrocka Grand Entry -  fot. Co. Iza Nawrocka Grand Entry - fot. Co. Iza Nawrocka Grand Entry - fot. Co. Iza Nawrocka
Grand Entry  - fot. Co. Iza Nawrocka Grand Entry -  fot. Co. Iza Nawrocka Grand Entry - fot. Co. Iza Nawrocka Grand Entry - fot. Co. Iza Nawrocka
Grand Entry  - fot. Co. Iza Nawrocka Grand Entry -  fot. Co. Iza Nawrocka Grand Entry - fot. Co. Iza Nawrocka Intertrible - fot. Co. Iza Nawrocka
Intertrible  - fot. Co. Iza Nawrocka Intertrible -  fot. Co. Iza Nawrocka Intertrible - fot. Co. Iza Nawrocka Intertrible - fot. Co. Iza Nawrocka
Intertrible  - fot. Co. Iza Nawrocka Intertrible -  fot. Co. Iza Nawrocka Intertrible - fot. Co. Iza Nawrocka Iza z pieœniarzami Black Bull Junior's - fot. Co. Iza Nawrocka



01 października 2004 01:18

Czas zleciał tak szybko. Jestem już spakowana.
Jutro ostatni dzień pracy. Tutaj prawdziwa jesień. Góry mienią się przeróżnymi kolorami a na szczytach śnieg. Nawet zeszłej nocy padał już deszcz ze śniegiem. Noce chłodne ale w dzień jest ciepło.
Bedę długo wspominać pobyt tutaj i na pewno kiedyś wrócę. Może za rok na jesień, bo właśnie jesień jest tu najpiękniejsza.
W poniedziałek wieczorem będę już u rodziny w Chicago gdzie planuje zatrzymać się na kilka dni.
Stamtąd jadę do Berea i Lexington w Kentucky odwiedzić koleżankę i razem wybieramy się do największego ośrodka w świecie związanego z końmi i jeździectwem itd. czyli do Kentucky Horse Park :)
11 października lecę już z New York do Warszawy przez Frankfurt. Czyli planowo powinnam być w Polsce 12 października rano.
Odezwę się jak tylko wrócę by dać znać, że bezpiecznie dotarłam z powrotem do DOMU...There is no place like home :)
Pozdrawiam serdecznie i cieszę się, że mogłam podzielić się wrażeniami z pobytu tutaj.

Izabela Nawrocka
Bizon w Cortez  - fot. Co. Iza Nawrocka Bizony w Cortez -  fot. Co. Iza Nawrocka Bizon w Cortez -  fot. Co. Iza Nawrocka




Ilość osób obecnych teraz na stronie:


Idź do góry | Wróć do strony Marka | Wróć do strony głównej

stat4u
Copyright by Dariusz Lipecki